Brutalnym morderstwem na warszawskiej Woli żyła cała Polska. Młodszy aspirant Andrzej Struj(+ 42 l.) wracał właśnie z zakupów, kiedy na przystanku tramwajowym spotkał Piotra R. (17 l.) i Mateusza N. (18 l.). Zwrócił im uwagę, bo przeklinali, a kiedy wsiadł do pojazdu łobuzy, rozbiły szybę wagonu koszem na śmieci. Struj podszedł do wandali, a ci rzucili się na niego z nożem.
Patrz też: Dożywocie za zabicie policjanta - echo zabójstwa Andrzeja Struja
Śmierć kolegi wstrząsnęła policyjnymi związkowcami do tego stopnia, że postanowili przekazać żonie i córce zamordowanego pieniądze z funduszu prewencyjnego. Kwota 50 tysięcy złotych, która stanowiła jedynie kilka procent ubezpieczenia, została uzbierana z dobrowolnych składek mundurowych. Zapomoga do rodziny Struja nie trafiła przez zastępcę komendanta policji, inspektora Trelę.
Reporterzy RMF FM ustalili, że wiceszef policji mógł się dopuścić przestępstwa nie wydając zgody na wypłatę zapomogi. Trela rozrządził się pieniądzmi, którymi nie miał prawa dysponować. Innego zdania jest Komenda Główna Policji. To samo prawo nie pozwala ponoć na wypłatę zapomogi rodzinie poległego policjanta z puli funduszu.
Związkowcy protestują! Przywołują konkretny punkt regulaminu, który jasno określa "celem działania funduszu jest udzielania pomocy finansowej policjantom i członkom ich rodzin poszkodowanym w zdarzeniach losowych". Do prokuratury trafi zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa.