W 2012 roku wszyscy emeryci, bez względu na wysokość świadczenia, mają dostać po równo. Podwyżka ich świadczeń ma wynieść 68 złotych brutto miesięcznie. - W tej chwili prace naszego resortu toczą się wokół waloryzacji kwotowej, która miałaby obowiązywać już od przyszłego roku - potwierdza w rozmowie z "Super Expressem" wiceszef resortu pracy i polityki społecznej Marek Bucior (41 l.). Przy okazji prac nad tą ustawą powstają kolejne pomysły. - Jak zawsze przy takich projektach pojawiają się różne propozycje. Jedna z nich zakłada wprowadzenie w przyszłości, czyli w kolejnych latach, waloryzacji opartej na inflacji - dodaje nam minister.
I właśnie w tym pomyśle na obliczanie waloryzacji ukryta jest pułapka! Co to oznacza dla najstarszych Polaków? Do tej pory przy wyliczaniu wskaźnika waloryzacji brano pod uwagę dwa wskaźniki: inflację, czyli średnioroczny wzrost cen towarów i usług w gospodarstwach emeryckich oraz co najmniej 20 procent realnego wzrostu wynagrodzeń w poprzednim roku kalendarzowym. Zgodnie z nową propozycją drugi składnik miałby całkowicie zniknąć. I choć w ostatnich latach wynagrodzenia wzrastały zaledwie od 2,1 proc. w 2009 roku do ok. 1 proc. w tym roku, to w ciągu 12 miesięcy na waloryzacji tylko o jeden wskaźnik, czyli o inflację, emeryci straciliby przynajmniej po kilkadziesiąt złotych.
Państwo natomiast zaoszczędziłoby setki milionów. Na co poszłyby te fundusze? - Zaoszczędzone w ten sposób pieniądze przeznaczylibyśmy na podnoszenie najniższych świadczeń - zapewnia Bucior. Ale opozycja nie daje wiary w te słowa. - Rząd jest niewiarygodny w swoich propozycjach. Premier Donald Tusk (54 l.) zapowiedział waloryzację kwotową, a okazuje się, że tak naprawdę chce po raz kolejny sięgnąć do kieszeni najbardziej potrzebujących obywateli - mówi wiceprzewodniczący Sejmowej Komisji Polityki Społecznej Stanisław Szwed (56 l.) z Prawa i Sprawiedliwości.