Scenariusz, jaki wnuczkowa mafia zastosowała wobec pani Lidii, był szczególnie perfidny. Emerytka nie miała oszczędności, więc wkręcili ją w bankowy kredyt. Łatwowierna kobieta poszła do banku i zadłużyła się na 22 tys. złotych, by pomóc "wnukowi" w tarapatach. Pieniądze zgodnie z telefoniczną instrukcją wysłała na pocztę do Wejherowa, gdzie miała je odebrać znajoma wnuczka.
"Znajomą" okazała się Katarzyna E., tancerka go go z nocnego klubu. Została ujęta wraz ze swoim wspólnikiem Radosławem Sz. Zarzekają się, że byli tylko pośrednikami - wybrali pieniądze na poczcie i przekazali je komuś innemu. Usłyszeli już zarzuty i niebawem odpowiedzą przed sądem, przed którym mają stanąć oko w oko z oszukaną emerytką.
- Tylko że ja do sądu się nie wybieram. Bo zamiast w bliskiej Dębicy rozprawa ma być w Wejherowie! - mówi pani Lidia. - Mam raka, 1300 złotych emerytury, z czego 700 co miesiąc oddaję do banku, spłacając kredyt za tych drani. Nie mam siły jechać taki szmat drogi. Jak oni tak mogą mnie tak traktować - płacze emerytka.
Dlaczego Sąd Okręgowy w Rzeszowie uznał, że sprawa powinna być prowadzona w Wejherowie? Bo tam są sprawcy i więcej świadków! - Dziwię się temu. Prokurator w obecności sędziego powinien przesłuchać poszkodowaną w Dębicy i potem niech sprawa toczy się w Wejherowie. Ciągnięcie schorowanej kobiety na drugi koniec Polski to niedorzeczny pomysł - kwituje rzeszowska prawniczka Anna Kowalska.
Zobacz: Ruda Śląska. Ostrzelał robotników w zemście za stratę pracy