8 marca 2016 roku Tomir K. wyjechał do Ustki na szkolenie. Podczas drugiego dnia pobytu bardzo źle się poczuł i zaczął narzekać na rozpierający ból klatki piersiowej, promieniujący do ręki. Kiedy do tego doszły problemy z oddychaniem i ból szczęki, pomoc medyczna zapewniona na miejscu szkolenia odesłała go do szpitala w Słupsku z podejrzeniem zawału. A tam - według rodziny Tomira K. - nie otoczono go odpowiednią opieką. – Z SMS-ów, które wysyłał nam Tomir, wynikało, że na SOR-ze zrobiono mu badania morfologiczne, a także zbadano troponiny (badanie, które zleca się w celu wykluczenia lub potwierdzenia zawału albo innego uszkodzenia mięśnia sercowego – przyp. red). Po mniej więcej godzinie odesłano go ze szpitala z informacją, że zawał mu nie grozi, a jego złe samopoczucie nie ma żadnego związku z sercem - opowiedziała Faktowi siostra Tomira K. – Lekarze stwierdzili, że ból żuchwy, na który skarżył się Tomir, związany jest z zapaleniem kanałów zębowych. W związku z tym zalecili mu pilną wizytę u dentysty. Brat wracał ze szpitala uspokojony, że ból związany jest z zębami, a nie z sercem. - kontynuowała swoją opowieść. Tomir został wypuszczony ze szpitala i udał się do swojego pokoju hotelowego w Ustce. Od tego momentu rodzina straciła z nim kontakt, a gdy nie pojawił się na porannych szkoleniach następnego dnia, koledzy poprosili obsługę, by wpuścili ich do jego pokoju. Tam znaleźli ciało nieżywego mężczyzny. Sekcja zwłok wykazała, że przyczyną śmierci było rozwarstwienie aorty serca. Rzeczniczka prasowa szpitala w Słupsku wystosowała oficjalne oświadczenie, w którym stwierdziła, że "wszystkie świadczenia zostały udzielone z należytą starannością i zgodnie ze sztuką lekarską. Szpital nie ma sobie nic do zarzucenia.". Teraz sprawą zajmuje się prokuratura, która ustala, czy w szpitalu został popełniony błąd.
Zobacz: Dolnośląskie: zatrucie w fabryce. 10 pracowników trafiło do szpitali!