- Już od jakiegoś czasu dochodziły do nas sygnały, że jedna z lekarek wyłudza od pacjentów pieniądze. Wszystko wskazywało na to, że chodzi o Ewę P., ale niezbitych dowodów nie mieliśmy - relacjonuje Sławomir Tomaszewski z Komendy Powiatowej Policji w Sokołowie Podlaskim. Aby je zdobyć, śledczy zainstalowali w gabinecie neurolożki kamerę. Nagrania potwierdziły, że za wizyty refundowane przez NFZ pani doktor bierze pieniądze do prywatnej kieszeni.
Lekarkę zatrzymano. Nawet nie próbowała kręcić, od razu się przyznała. I z rozbrajającą szczerością wyznała, że w braniu pieniędzy od pacjentów nie widzi niczego złego. - To było po kilka groszy. Bardzo mało zarabiam, ledwie 2400 zł. A jeżeli dostałam coś, to przecież nie jest grzechem. Nikomu się nie narzucałam. Ludzie dawali z wdzięczności. Przecież nie wiedzieli, jaką kawę piję i pewnie woleli, żebym kupiła ją sama - tłumaczyła zaskoczonym śledczym.
- Za receptę czy zwolnienie lekarskie inkasowała od 10 do 60 zł. Przedstawiliśmy jej 162 zarzuty przyjęcia korzyści materialnych. Za to przestępstwo grozi jej kara nawet do 8 lat pozbawienia wolności - precyzuje Krystyna Gołąbek z Prokuratury Okręgowej w Siedlcach.
Lekarka nie została tymczasowo aresztowana. Sąd zadowolił się poręczeniem majątkowym w wysokości 10 tys. zł na poczet przyszłych kar i zwolnił ją do domu. Zastaliśmy ją przy sprzątaniu podwórka. Nie wstydzi się tego, co zrobiła. Co więcej, uważa, że została skrzywdzona, bo założono jej kamery w gabinecie i zrobiono z tego aferę.
Zobacz: Takie "łapówki" tylko w PSL- kosz wędlin z dziczyzny
Polecamy: Warszawa. Radny brał łapówki
Najlepsze wideo: tv.se.pl