Do tragedii doszło w Święta Wielkanocne ubiegłego roku. Krzysztof Korolczuk wybrał się wówczas z bratem i przyjaciółmi do jednego z nocnych klubów w centrum Białegostoku. Tuż przed północą brat 25-latka pokłócił się ze swoją dziewczyną. Interweniowali ochroniarze klubu.
Byli agresywni i brutalni. Krzysztof wdał się wtedy w kłótnię z jednym z nich, Piotrem G. (28 l.). Ten nagle uderzył 25-latka w twarz, a cios był tak silny, że Krzysztof upadł i roztrzaskał sobie głowę. - Mózg dosłownie wypłynął Krzyśkowi z czaszki - opowiada jego ojciec, Jan (55 l.).
Ochroniarze zamiast pomóc nieprzytomnemu 25-latkowi, porzucili go na ulicy jak szmacianą lalkę. W tym czasie świadkowie zdarzenia wezwali pogotowie ratunkowe. Choć pomoc nadeszła błyskawicznie, Krzysztof zmarł.
Przed sądem stanęło aż ośmiu ochroniarzy. Wczoraj zapadł wyrok, który matka ofiary pobicia, Danuta (53 l.), przyjęła wybuchem płaczu.
- Jestem wstrząśnięta - mówi kobieta, ocierając łzy. Główny oskarżony, Piotr G., spędzi w więzieniu trzy i pół roku. Pozostali ochroniarze za udział w pobiciu zostali skazani na pół roku w zawieszeniu.