To miał być miły spacer w towarzystwie gości z Holandii. Hanna Gronkiewicz-Waltz 19 maja zabrała znajomych do Muzeum Pałacu w Wilanowie na wystawę o królu Janie III Sobieskim. Przy okazji chciała pokazać im przepiękny ogród, który otacza pałac. Niestety, tu zaczęły się problemy. Bileter zażądał od niej biletu, który kosztuje 5 zł. Według "Naszego Dziennika" prezydent nie chciała tej kwoty zapłacić, mówiąc, że przecież zapłaciła za wejście do muzeum. Ba! Jest przecież gospodarzem tego miasta! Według świadków zdarzenia w niewybredny sposób pouczyła strażnika i biletera, mówiąc, że sprawy tak nie zakończy. - Będę interweniować u samego dyrektora - miała grozić wzburzona Gronkiewicz-Waltz. Całej sytuacji przyglądali się turyści i warszawiacy, którzy bez oporów kupowali bilety do ogrodu. Pani prezydent w końcu weszła do parku, ale po chwili oburzona opuściła Wilanów. - Taka przykra sytuacja niestety miała miejsce - potwierdza nam Elżbieta Grygiel z Muzeum Pałacu w Wilanowie. - Pracownicy zachowali się według procedur i nie mamy im nic do zarzucenia. Na pewno nie spotkają ich konsekwencje - zapowiada przedstawicielka muzeum.
Sam Ratusz sprawę komentuje krótko. - Wejście do ogrodu nie powinno być płatne. To tak, jakbyśmy zamknęli Łazienki Królewskie i kazali mieszkańcom płacić - komentuje Bartosz Milczarczyk (31 l.), rzecznik pani prezydent. Według przedstawicieli miasta Gronkiewicz-Waltz zwróciła tylko uwagę pracownikom muzeum, że sprawa wejścia do parku przy pałacu jest źle rozwiązana i interweniowała w sprawie mieszkańców, którzy mieli się przed wejściem tłoczyć.
- Pani prezydent zadzwoniła z interwencją do ministra kultury i dziedzictwa narodowego Bogdana Zdrojewskiego (56 l.), aby zwrócić uwagę na organizację wejścia do ogrodu - mówi Milczarczyk.