Do dramatycznego zdarzenia w Skaryszewie doszło 15 stycznia. 27-letnia kobieta zaczęła w pewnym momencie rodzić dziecko. Jej bliscy twierdzą, że karetkę wezwali już wcześniej. - Karetka pogotowia przyjechała, gdy córka miała bóle. Ratownik spytał ją czy jest w ciąży? Ona odpowiedziała, że nie. Zostawili gruszkę do lewatywy i odjechali - powiedział portalowi echodnia.eu dziadek dziecka. Kobieta urodziła dziecko w domu, ale to, co się potem wydarzyło przechodzi ludzkie pojęcie. Babcia włożyła noworodka do wiadra i zaniosła do zimnej sieni. Jak mogła się tak zachować?
- Nie wiem co się żonie stało. Czy szoku dostała, czy coś innego. Przecież sama urodziła dwoje dzieci. Gdy była sama w ciąży od razu powiedziała, porobiła badania lekarskie. A tu nic się nie mówiło. Mam 62 lata, ale takiego przeżycia nigdy nie miałem. Przez pięć dni nie jadłem, nie mogłem spać - powiedział portalowi echodnia.pl.
Wychłodzone dziecko udało się uratować dzięki reanimacji zespołu z pogotowia. Wiadomo, że noworodek trafił do szpitala, ale jego stan jest dobry. Sąd zdecydował, że do czasu wyjaśnienia sprawy, niemowlak będzie przebywał w rodzinie zastępczej. Zdaniem urzedników, rodzina żyje skromnie, ale nie ma mowy o żadnej patologii.
- W tej rodzinie sytuacja nie jest trudna. Można mówić jedynie o niezaradności, nieporadności. Ci ludzie żyli swoim życiem, według swoich zasad, nikomu nie szkodzili. Może mają trochę obniżony intelekt, ale trudności finansowych tam raczej nie było, może była nieumiejętność gospodarowania domowym budżetem. Ci państwo nie korzystali z pomocy społecznej. Niektórzy twierdzą, że oni stali w kolejce po zasiłki, ale to nieprawda. Pobierali świadczenia opiekuńcze, a to jest inny rodzaj pracy z rodziną - powiedziała portalowi echodnia.eu Aneta Wilanowicz, dyrektor MOPS-u w Skaryszewie.
Prokuratura postawiła babci zarzut usiłowania zabójstwa dziecka. Grozi za to od 8 do dożywocia. Za dramatyczną sytuację będą również odpowiadać inni bliscy kobiety, która urodziła. Dziadek oraz wujek niemowlaka mają dozór policyjny i muszą stawiać się co tydzień na komendę. Sprawę wyjaśnia prokuratura z Radomia.
Czytaj: Dramat 7-letniej Sandry: Nikt mnie nie kocha bo jestem niewidoma