Skatował brata i pił nad jego trupem

2009-08-25 4:00

W tym bydlaku nie ma już ani krzty ludzkich odruchów. Marian R. (54 l.) pobił swojego ciężko chorego brata Bogdana (51 l.). Kiedy nieszczęśnik padł, jego oprawca spokojnie wyjął butelkę wódki i osuszał ją... nad stygnącymi zwłokami.

Tę przerażającą scenę zastała matka obu mężczyzn, pani Janina (80 l.), która po kilku dniach nieobecności właśnie wróciła do Łodzi. Matczyne serce cały czas drżało na myśl o tym, co się dzieje w domu, bo kobieta dobrze wiedziała, że jej synowie się nie znoszą i pod byle pretekstem gotowi są skoczyć sobie do gardeł. Póki mama była w domu, mogła pilnować swoich "chłopców". Wystarczyło jednak, że zabrakło jej na kilka dni, a doszło do najgorszego.

Bracia pożarli się dziko o sprawę wyjątkowo błahą. Bogdan rozsypał w kuchni mąkę i nie posprzątał. Marian mu zwrócił uwagę. Zwykła sprzeczka zaczęła szybko nabierać temperatury, bo wściekli na siebie bracia zaczęli wylewać wszystkie pretensje. Wszystkie, tłumione kiedyś przez mamę kłótnie wybuchły teraz ze zdwojoną siłą i połączyły się w jedną dziką awanturę.

Szybko skończyły się argumenty słowne. A wtedy bracia przeszli do rękoczynów. Starszy i silniejszy Marian zaczął okładać pięściami młodszego Bogdana. Osłabiony, schorowany męż-czyzna szybko osłabł od ciosów oprawcy. Krwawiąc, dowlókł się do łóżka, gdzie padł. Wzywał pomocy, ale brat go nie słuchał. Potem zaczął powoli tracić świadomość...

Kiedy Bogdan wyzionął ducha, Marian chwycił półlitrową butelkę wódki. - Niech ci ziemia lekką będzie... - mruknął pod nosem, wypijając pierwszy kieliszek. A potem kolejne. I tak przez całe piętnaście godzin. Przerwał, kiedy matka stanęła w drzwiach.

Lekarze, którzy badali Bogdana, uznali, że pobity mężczyzna zmarł, bo był osłabiony przez ciężkie choroby. Dlatego jego oprawca wymknie się ze śmiesznie małym wyrokiem - 3 lata za nieudzielenie pomocy umierającemu.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki