A przecież gdyby wykazał się większym współczuciem, jeden głos miałby jak w banku.
Olechowski na białostockim Rynku Kościuszki pojawił się parę minut po godz. 17. Towarzyszyli mu ludzie z jego sztabu, którzy rozstawili stanowisko i zaczęli krążyć w poszukiwaniu chętnych do złożenia podpisu pod jego kandydaturą. I choć popołudnie było słoneczne, a przechodniów nie brakowało, to kandydat na prezydenta nie stanowił sensacji dla mieszkańców miasta. Zamiast odpowiadać na uśmiechy Olechowskiego i nagabywania do udzielenia poparcia, białostoczanie woleli zająć się własnymi sprawami.
Przeczytaj koniecznie: Oto lista 23 kandydatów. Olechowski ma już 20 tysięcy podpisów?
Zdruzgotany Olechowski kilkakrotnie przenosił swoje stanowisko, by zwrócić na siebie większą uwagę, ale nie przyniosło to oczekiwanego efektu. Na dłuższą chwilę zainteresował się nim jedynie miejscowy żebrak, licząc na jałmużnę z rąk majętnego biznesmena i polityka. Olechowski spławił jednak natręta, a kilka drobnych monet dla ubogiego wysupłał jedynie jeden z jego współpracowników.