Kiedy Sky Club złożyło wniosek o upadłość na wakacjach poza granicami Polski przebywało ponad 5 tys. naszych rodaków. Zgodnie z procedurami obowiązującymi po bankructwie biura podróży Urząd Marszałkowski Województwa Mazowieckiego rozpoczął organizację powrotów turystów do kraju. Koszty powrotu klientów Sky Club zostały pokryte z gwarancji ubezpieczeniowej.
Zarząd Sky Club teraz twierdzi jednak, że nie wszyscy turyści musieli przerywać wakacje i wracać do Polski. Niektórzy mieli bowiem opłacone pobytu do końca turnusu i miejsca w samolotach. Mecenas Jolanta Turczynowicz-Kieryłło, która reprezentuje Sky Club oskarża urzędników i konsulów o przedwczesne przerwanie wakacji.
- Przedstawiciele administracji zbyt panicznie zareagowali na wiadomość o upadłości firmy, co jeszcze pogłębiło problemy finansowe Sky Club. Brak procedur wpłynął na zwiększenie kosztów sprowadzenia klientów do kraju - powiedziała prawniczka.
Sky Club zarzuca dyplomatom i służbom konsularnym, że nie pomogły w ustalaniu, którzy klienci biura mogą jeszcze zostać do na wakacjach, bo mają opłacone pobyty. Według Sky Club przez to niepotrzebnie wydano pieniądze na powroty klientów do kraju. A pieniądze te przydałyby się na wypłatę odszkodowań.
Izabela Stelmańska z Urzędu Marszałkowskiego odbija piłeczkę i przypomina, że Sky Club nie wiedziało nawet dokładnie gdzie przebywają klienci biura podróży i ilu ich jest za granicą.
Agnieszka Dral, członek zarządu Sky Club, zapowiedziała, że biuro podróży robi co może, by odzyskać od hotelarzy i agentów sprzedających wycieczki ok. 8 mln zł. Te pieniądze, wraz z gwarancją ubezpieczeniową, mają pokryć wszystkie koszty odszkodowań dla klientów upadłego biura.