Jan Z. wraz z kolegami przyjechał z Jastrzębia-Zdroju nad staw w Ligocie Tworkowskiej już 30 kwietnia. Plan był prosty, ale jakże przyjemny - łapanie ryb, a przy okazji odpoczynek przy grillu. Mężczyźni wybrali sobie miejsce nad jednym ze zbiorników po dawnym wyrobisku żwirowym. I zaczęli beztroski piknik.
Dramat zaczął się w Święto Pracy. Było po godz. 19, gdy do strażaków dotarła alarmująca wiadomość. Samochód wtoczył się do wody. W środku byli najprawdopodobniej ludzie - usłyszał dyspozytor.
Ruszyła gorączkowa akcja ratunkowa. Szybko okazało się, że samochód rzeczywiście wjechał do wody. Jednak w środku był tylko Jan Z. Na miejscu pojawili się strażacy z Wodzisławia Śląskiego i Jastrzębia-Zdroju, ale wkrótce okazało się, że niewiele wskórają bez specjalistycznej strażackiej grupy nurkowej z Bytomia. To właśnie jeden z nurków z tej ekipy znalazł na dnie akwenu ciało Jana Z. i je wydobył. Niestety, lekarz mógł jedynie stwierdzić zgon wędkarza. Potem ze stawu wyciągnięto także utopionego land rovera.
Koledzy Jana Z. byli w szoku. Nie tak miało się skończyć ich wspólne weekendowanie. Bezradnie patrzyli na dramatyczną akcję. Ukrywali twarze w dłoniach.
- Wstępne ustalenia mówią, że samochód stał na niewielkim wzniesieniu. Przodem do lustra wody. W pewnym momencie jeden z wędkarzy podszedł do auta i tam prawdopodobnie zasnął. Nieco później samochód stoczył się ze skarpy do wody. Obaj znajomi zmarłego ruszyli do wody, ale nie potrafili wydobyć kolegi - mówi st. sierż. Katarzyna Muszyńska z Komendy Miejskiej Policji w Wodzisławiu Śląskim.
Zobacz także: 1,5-roczny chłopiec UTOPIŁ się w ściekach. Tragedia pod Bytowem