- To tragedia naszej gminy - mówi burmistrz. W koniecpolskich wsiach dzień zaczyna się od ustawiania beczek i misek przed domem. Przyjeżdża straż pożarna, napełnia pojemniki wodą i zaraz musi wracać, bo w rolniczych miejscowościach nie wystarczy umyć się, wyprać, ugotować. Woda potrzebna jest jeszcze zwierzętom, trzeba podlać uprawy. Strażacy jeżdżą więc w tę i z powrotem, napełniając i opróżniając beczkowozy, a ludzie boją się, że jak będzie akcja gaśnicza, w ogóle nie zobaczą wody.
Zobacz też: Betonowy płot przygniótł Maję ze Skierniewic. Znamy wyniki sekcji zwłok