- To było potworne... - wspomina fryzjerka Dagmara S. (26 l.). - Nic wcześniej nie zapowiadało takiego obrotu sprawy. Zachowywał się normalnie. Dobrze nam się rozmawiało. Gdy skończyłam go strzyc, powiedziałam, że do zapłaty jest 15 zł. Wtedy on wyciągnął nóż i zażądał pieniędzy.
Kasetka z gotówką była w innym pomieszczeniu. Tam koleżanka Dagmary S., kosmetyczka Beata K. (24 l.), wykonywała zabiegi pielęgnacyjne jednej z klientek.
Patrz też: Warszawa. Ukradł laptopa wartego 140 tys. złotych
- Dagmara weszła do mnie i mówi, że jest napad - opowiada pani Beata. - Spytałam tego mężczyznę, czy jeśli damy mu pieniądze, to sobie pójdzie? Powiedział, że tak. No to dałyśmy mu kasetkę. On nas zamknął w moim pokoiku i powiedział, żeby przez kilka minut nie wychodzić - dodaje.
Dwa dni później Sławomir L. usiłował w podobny sposób okraść właścicielkę sklepu spożywczego. Kobieta przegoniła go jednak. W tym czasie nad sprawą skoku na salon fryzjerski w pocie czoła pracowali już policjanci. Sławomira L. namierzyli dwa dni po nieudanym skoku na sklep. W trakcie przesłuchania przyznał się do winy i stwierdził, że napadu dokonał przez przypadek. - Tak się złożyło, że miałem w kurtce nóż i zapalniczkę o kształcie pistoletu - wyjaśniał. - Coś mi strzeliło do głowy i zaatakowałem. Teraz za rozbój z użyciem niebezpiecznego narzędzia grozi mu do 12 lat więzienia.