Sprawa wypadku spowodowanego przez Sławomira Wałęsę obiegła w 1995 roku całą Polskę. Pojawiły się nawet plotki, że syna prezydenta upił Mieczysław Wachowski (63 l.), by pogrążyć swojego szefa.
- To nieprawda, że upił mnie Mietek. Po prostu kilku żołnierzy odchodziło do rezerwy. Ja z nimi piłem, bo lubiłem się z tymi chłopakami. A jak już wypiłem, to siadłem za kółko - wspomina Sławomir Wałęsa. - Nie poszedłem siedzieć, chociaż to już był mój drugi wypadek, bo sprawa pierwszego się przedawniła. Wiem, że to właśnie moje pijaństwo przyczyniło się do tego, że tata po tym wypadku przegrał wybory - dodaje.
Dziś syn byłego prezydenta jest już pewien, że nie usiądzie za kierownicą po alkoholu. Nie ma już samochodu. - Jak wprowadziłem się do tego bloku, to swoje auto dałem sąsiadce. Było stare, warte mniej niż tysiąc pięćset złotych, dlatego nie musiała płacić podatku od takiej darowizny. Powiedziałem jej, żeby go wzięła, bo ja ciągle łoję. Zrobiłem to, bo bałem się, że mogę usiąść po pijanemu za kółko. A jak bym jechał po pijanemu, to mógłbym komuś zrobić krzywdę - wyznaje nam syn byłego prezydenta.
Sławomir Wałęsa mieszka samotnie w zapuszczonej, pełnej karaluchów kawalerce w Toruniu. Kiedy ma przerwy w piciu, montuje komputery, żeby zarobić na alimenty (ma czwórkę dzieci). W Bloku, który cieszy się bardzo złą sławą, wszyscy go szanują. I to z "Super Expressu" dowiedzieli się, że ich sąsiad Sławek jest synem byłego szefa Solidarności i prezydenta RP. - To w porządku gość. I że to niby syn Lecha Wałęsy?! Nie wierzę, przecież ojciec nie pozwoliłby mu mieszkać w takiej norze - przekonuje nas Grzegorz Szatkowski (41 l.), sąsiad Sławomira Wałęsy.