Konflikt miedzy chłopcami trwał od dawna. Bartek uważał Kamila (14 l.) za gorszego od siebie. Na przerwach dokuczał mu, szturchał go i wyśmiewał się z niego za to, że ten nie ma prawdziwych rodziców i wychowuje się w rodzinie zastępczej. - Syn wielokrotnie zgłaszał to nauczycielom, ale ci ignorowali jego wołanie o pomoc - załamuje ręce Teresa Wisławska, matka zastępcza chłopca.
Tymczasem bezkarność rozzuchwaliła napastnika. Przed lekcją wychowania fizycznego, gdy Kamil się przebierał, wszedł do łazienki, przyparł go do ściany i wepchnął mu flet w odbyt. Kamil z płaczem poszedł do wychowawczyni i opowiedział, co się stało. A nauczycielka, zamiast wezwać rodziców do szkoły, upomniała Bartka i kazała uczniom wrócić do klasy. Kamil z uszkodzonym odbytem przesiedział w szkole osiem godzin. Dopiero kiedy wrócił do domu, mama zawiozła go do szpitala. - Okazało się, że ma ranę na trzy centymetry. Trafił na stół operacyjny - mówi pani Teresa.
Od tego czasu Kamil nie pojawił się w szkole. Wstydzi się tego, co się stało, i boi reakcji kolegów. Do szkoły nie chodzi też jego kat, którym zajmie się sąd rodzinny. Osobny wątek to postawa szkoły. Wszystko wskazuje na to, że nauczyciele nie dopełnili swoich obowiązków. Bada to prokuratura.
Zobacz także: Fletem rozerwał koledze odbyt