W dokumentach prokuratury do których dotarła „Gazeta Wyborcza” znajduje się kilka dotąd nie znanych faktów dotyczących akcji z 25 kwietnia 2007 roku. Prokurator Radomił Bartodziejski z łódzkiej prokuratury okręgowej, opisał między innymi akcję dowożenia ubrania do domu Blidów.
Przeczytaj koniecznie: Tomasz Sygut: Sprawa Blidy - dziś wiemy tylko tyle, że wiemy niewiele
O dostarczenie kurtkę miała zostać poproszona funkcjonariuszka z delegatury ABW w Katowicach Anny W. Ona sama miała zeznać, że poinformowaną ją jedynie, że ubranie może być potrzebne Barbarze P. (funkcjonariuszce, która miała przebywać z Blidą w momencie gdy padły strzały). Nie wiadomo jednak czy kurtka została użyta, czy nie.
Nieścisłości można znaleźć też w opisie dowodów. Według prokuratury Barbra P. wydała swoje ubranie dopiero trzy godziny po akcji i było one zapakowane w foliowy worek. Laboratorium, które badało odzież zapisało jednak, że dostali służbową kurtkę funkcjonariuszki ABW „w papierowej torbie obszytej nicią”. To sugerowałoby, że dowody zostały przepakowane – nie wiadomo kiedy i przez kogo.
Warto dodać, że na przebadanej w laboratorium kryminalistycznym ubraniu nie było śladów ani prochu, ani krwi Barbary Blidy, choć Barbara P. zeznawała, że stała co najwyżej kilka metrów od zatrzymanej.
Prokuratura w Łodzi, która prowadziła dochodzenie w sprawie mataczenia i zaniedbań w zabezpieczaniu śladów po śmierci Barbary Blidy, niedawno umorzyła całe śledztwo.