Pan Michał pracuje kilka kilometrów od rodzinnego Słonecznika. Tknięty jakimś przeczuciem zadzwonił do domu. Włos zjeżył mu się na głowie, kiedy w słuchawce usłyszał krzyki. - Ratunku! Wszędzie jest ogień, pomocy! - krzyczała do słuchawki jego mama.
- Kiedy próbowałem jeszcze raz zadzwonić, nikt nie odbierał telefonu - relacjonuje załamany mężczyzna. - Chwyciłem kilka gaśnic. Wsiadłem do auta, żeby ratować rodzinę.
Pan Michał pędził jak szalony, a w tym czasie w płonącym domu rozgrywał się dramat. Wcześniej wstrząsnął nim wybuch. To przez mróz eksplodował kocioł grzewczy! W kilka minut cały dom stał w ogniu. Brat, mama i ojciec pana Michała wybiegli z budynku. Waldemar Schukat chciał jednak ratować dom. Wskoczył z powrotem do środka. - Kiedy dowiedziałem się, że tata jest wewnątrz, chciałem biec za nim - mówi ze łzami w oczach pan Michał. - Zatrzymali mnie strażacy. Budynek przypominał wielkie ognisko. Strażacy przyjechali kilkoma wozami. Bez wytchnienia lali wodę. Po kilku godzinach, po zdławieniu płomieni ratownicy znaleźli zwęglone zwłoki w tym, co zostało z kuchni, kilka metrów od wejścia do domu. - Mogliśmy go uratować. Żebym tylko wiedział, że jest tak blisko - pan Michał nie może sobie darować, że nie wyrwał się strażakom i nie skoczył w ogień za ojcem.
Srogi mróz tylko w ostatni weekend był mimowolnym powodem kilkudziesięciu pożarów, w których zginęło dwanaście osób! Bo m.in. właśnie pod wpływem zimna pękają i wybuchają instalacje grzewcze w domach jednorodzinnych.