Dramatycznych historii, takich jak ta, w zalanej wielką wodą Polsce są dziesiątki tysięcy! - Nie mam pojęcia, jak dalej będę żyć - płacze jak dziecko bezrobotny Mirosław Wójcik (40 l.). Mężczyzna w powodzi, która spustoszyła Słupiec (woj. małopolskie), stracił cały swój dobytek. Skromne gospodarstwo, dom, zabudowania i pola uprawne zostały doszczętnie zniszczone przez wodę. A zwierzęta, które żywiły całą rodzinę pana Mirosława - utonęły.
Potworny żywioł zaatakował małą wioskę we wtorek, kiedy pobliski wał pękł pod naporem wody. Niemal w jednej chwili kilkadziesiąt domów zostało zalanych. Szybko napierająca woda sprawiła, że pan Mirosław musiał natychmiast podjąć walkę o życie najbliższych mu osób, żony i 6-letniej córki. - Najpierw ratowałem moje dziewczyny, bo woda zaczęła się wdzierać do domu - mężczyzna opowiada o dramatycznych chwilach. Niestety, poziom wody z minuty na minutę się podnosił. Kiedy mężczyzna chciał wrócić do zalanego gospodarstwa, by ratować dobytek, okazało się, że woda całkowicie odcięła już drogę. Na ocalenie zwierząt i najcenniejszych dla rodziny rzeczy zabrakło czasu. Kury, które żywiły rodzinę Wójcików, zginęły pierwsze. Potem woda wdarła się do domu i kompletnie zniszczyła meble, sprzęt agd i bezcenne pamiątki.
Dopiero po dwóch dniach, kiedy woda zaczęła powoli opadać, odsłoniła makabryczny widok. Do pana Mirosława dotarło, że tak naprawdę stracił wszystko, na co pracował całymi latami. Mężczyzna kompletnie się załamał. - W ten dom włożyłem najlepsze lata mojego życia. Choć był skromny, to nam wystarczał. Mieliśmy wszystko, co było nam potrzebne: pralkę, żeby prać ubranka córeczki, i mały telewizor... Teraz nawet tego nie mamy - płacze męż- czyzna. - Dziękuję Bogu, że moja rodzina jest bezpieczna, ale martwię się, gdzie znajdziemy teraz dach nad głową. Za co będziemy żyć... - dodaje roztrzęsiony powodzianin. - Jajka zawsze można było sprzedać, a z kury zrobić rosół. A teraz? Co będziemy jeść? - kończy zdesperowany mężczyzna.