Łukasz Ł. już nieraz dał się we znaki mieszkańcom okolicznych wiosek. Na co dzień jest spokojnym i niepozornym chłopakiem, który pomaga swojej matce i babci, po alkoholu zmienia się jednak nie do poznania.
- Podpalałem już stogi siana, wszczynałem fałszywe alarmy, a ostatnio zasnąłem na środku zamarzniętego jeziora i strażacy musieli mnie ratować - opowiada bez cienia wstydu.
Tym razem Łukasz Ł. przeszedł jednak samego siebie. Za cel wybrał sobie parafialną światynię i pod osłoną nocy odgiął kościelne kraty, wybił szybę i przez malutkie okienko wdarł się do środka. Kościół stoi na obrzeżach wioski, dlatego wandal przez nikogo nie niepokojony mógł całą noc bezcześcić świątynię.
Niczym opętany przez szatana poodwracał wszystkie krzyże, wypił mszalne wino, stłukł świętą figurkę, a przed ołtarzem z komunikantów ułożył trzy szóstki.
Kiedy kościelny, Henryk Sitarski (77 l.) jak co dzień rano wszedł do kościoła, żeby włączyć ogrzewanie i odkrył, co się stało, o mało nie zemdlał. - Ten bezbożnik na koniec wszystko oblał pianą z gaśnicy. Jakby chciał zatrzeć ślady - mówi. nie rozumiejąc motywacji wściekłego wandala. - To się w głowie nie mieści - dodaje wstrząśnięty.
Łukasz Ł., ze względu na swoją reputacje, szybko został zatrzymany przez funkcjonariuszy. Teraz zasłania się jednak... amnezją. - Niczego nie pamiętam - ucina. Przed policjantami był jednak bardziej wylewny i przyznał się do wszystkiego. - Usłyszał zarzut uszkodzenia mienia - mówi podkom. Maciej Zając z komendy złotowskiej policji.