Zwłoki Marcina znaleźli w poniedziałek turyści. Leżały niedaleko drogi Zakopane - Łysa Polana, zaledwie 150 metrów od asfaltu, na terenie Tatrzańskiego Parku Narodowego.
Początkowo śledczy podejrzewali, że chłopak zginął w jakimś nieszczęśliwym wypadku... - Nie mam wątpliwości, że on został zabity - mówi nam z przekonaniem Aneta Majerczyk. I dodaje, że brat był z nią w niedzielę na festynie w Zębie.
W nocy, gdy zabawa trwała w najlepsze, stwierdził, że wróci sam do domu. Rano wszyscy byli przekonani, że najmłodszy brat jeszcze smacznie śpi w swoim pokoju, dlatego go nie szukali. O tragedii dowiedzieli się, gdy zadzwonili policjanci i oznajmili, że chłopak nie żyje.
Jego ciało znaleziono kilkadziesiąt kilometrów od rodzinnej miejscowości. - To niemożliwe, żeby sam przeszedł tak daleko. Ktoś go zabił, a potem porzucił w lesie. Gorzej niż psa go potraktowali - rozpacza siostra chłopaka.
Wczoraj przypuszczenia siostry potwierdzili lekarze. Orzekli, że obrażenia na ciele chłopca wskazują na śmiertelne pobicie. Prokuratura Rejonowa w Zakopanem wszczęła śledztwo w sprawie zabójstwa 16-latka.
Policjanci wytypowali już sprawców, ale na razie żaden nie został zatrzymany. Marcin miał troje rodzeństwa, był najmłodszy. W grudniu skończyłby 16 lat. Uczył się, a w wakacje pracował na Gubałówce.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail