26 stycznia do szpitala w Chełmży dwójka rodziców przywiozła 7-letnią dziewczynkę. Dziewczynka skarżyła się na silne bóle brzucha, wymioty i biegunkę. Mimo wcześniejszej interwencji lekarzy pierwszego kontatku, stan 7-latki się nie poprawił. - Pani doktor stwierdziła, że to zwykła jelitówka. Przepisała smectę, elektrolity, stoperan i jakiś probiotyk. We wtorek tata Nikoli pojechał z nią na pogotowie, bo jej stan się pogarszał. Lekarz przepisał kolejne leki, ale moja bratowa zadzwoniła do lekarza rodzinnego i zapytała, czy może je podać - powiedziała Gazecie Pomorskiej ciocia dziewczynki. Rodzice Nikolki są w szoku. Nie potrafią zrozumieć, dlaczego nie udało się pomóc ich córce. Bezpośrednią przyczynę śmierci dziecka być może uda się ustalić po sekcji zwłok - wiadomo, że odbyła się ona wczoraj, 30 stycznia.
- Dziecko trafiło do nas z powodu biegunki. W ciągu tych kilku dni zanim znalazło się na oddziale miało też gorączkę i wymioty, było krańcowo odwodnione. W swojej pracy nie widziałam tak odwodnionego dziecka. Nie jest łatwo odwrócić ten proces, ale w ciągu dnia wydawało się, że jej stan się unormował. Wieczorem nastąpiło gwałtowne pogorszenie i o 21.46 dziewczynka zmarła - opisuje dr Izabela Bocheńska, ordynator oddziału dziecięcego w Chełmży. Wiadomo, że sprawę będzie wyjaśniać prokuratura z Gdańska.
Wbrew wcześniejszym relacjom, dziewczynka na pomoc czekała jedną godzinę, a nie cztery.
Czytaj: Lekarz odesłał go do domu, 32-latek ZMARŁ przy szpitalu. Tajemnicza śmierć w Rybniku