W ciągu dwóch ostatnich tygodni całą Polską wstrząsnęły dramatyczne wydarzenia, które rozgrywały się w i wokół szpitala w Skierniewicach. Najpierw, 24 lutego, lekarz z izby przyjęć nie chciał przyjąć na oddział Dominiki Nowackiej, która mocno gorączkowała. Odesłał ją do domu, a dzień później, kiedy stan dziewczynki był już krytyczny, pomocy odmówiło jej łódzkie pogotowie i lekarz z nocnego dyżuru. Dominisia nie żyje.
W miniony czwartek natomiast na ratunek czekała Barbara Adamczyk (89 l.). Tego dnia kobieta przeszła nieskomplikowaną operację ortopedyczną, po której jednak jej stan bardzo się pogorszył. Lekarze zdecydowali, że powinna trafić na intensywną terapię, na oddział w oddalonym o sto metrów budynku. By ją tam przewieźć, lekarz wezwał karetkę aż z Łodzi, choć w Skierniewicach działają dwie firmy medyczne, które świadczą usługi transportowe. Kobieta zmarła.
We wtorek po południu poleciały głowy dyrektorki szpitala i szefa łódzkiego pogotowia, a w placówce rozpoczęła się kontrola Ministerstwa Zdrowia i NFZ. Sprawę bada też prokuratura.