Do tragedii na komisariacie we Wrocławiu doszło w maju w 2016 roku. 25-letni Igor Stachowiak trafił na "dołek", ponieważ był łudząco podobny do Mariusza Frontczaka, mężczyzny, którego szukała policja za handel narkotykami. Tuż przed feralnymi wydarzeniami, które rozegrały się 15 maja, Frontczak uciekł policjantom. W nocy z 14 na 15 maja Igor Stachowiak bawi się ze swoimi kolegami we wrocławskim klubie Cherry. Nad ranem mężczyzna wychodzi z lokalu i włóczy się po ulicach.
- Najpierw stał sobie z rękami w kieszeni, jakby na kogoś czekał. Nie wyglądał jakoś podejrzanie. Czysty, zadbany chłopak. Potem usłyszałam prawdziwe przerażenie w jego głosie, nigdy nie słyszałam osoby, która by tak głośno krzyczała - powiedziała TVN24 Kamila, która obserwowała wszystko z daleka. Po szamotaninie i porażeniu paralizatorem przez policjantów, Igor Stachowiak zostaje przewieziony na komendę przy ulicy Trzemeskiej 12. Tam rozgrywa się prawdziwy dramat. Do nagrań udało się dotrzeć dziennikarzom "Superwizjera" TVN24.
Policjant: - Jeszcze raz się nie zastosujesz do polecenia, będzie powtórka z rozrywki. Słyszysz mnie?
Igor: - Słyszę. (...) Policjant: - Trzeba było k…a od razu z tobą porozmawiać…
W ciało 25-latka zostają wbite dwie elektrody.
Igor: - Ja pi…ę, co wy odpierdalacie ze mną?
Policjant - My z tobą? Co ty odp…sz?
Igor: - No co ja odp…m? Co ja odp…m, powiedzcie mi. (…) Igor: - Ku…a, czemu jesteśmy w kiblu?
Policjant: - Jak ty masz na imię?
Igor: - K…a, Igor mam na imię. (…)
Policjant: - Jeżeli... Jeszcze raz nie wykonasz polecenia. Policjant: - Tak jak wykonywałeś polecenia, było wszystko w porządku. Policjant: - ...i jeszcze raz nie wykonasz polecenia, to ci z tego jeszcze raz zap…ę!
Kilka minut później Igor Stachowiak przestaje oddychać, mimo reanimacji jego życia nie udało się uratować. Do tej pory, prokuratura nie przedstawiła nikomu żadnych zarzutów w tej sprawie.