Otoczenie Keneddy'ego było przeciwne podróży prezydenta do Teksasu. Stan religijnych fundamentalistów zaledwie trzy tygodnie wcześniej przywitał ambasadora przy ONZ Adlaia Stevensona wrzaskiem. Z tłumu poleciały kamienie, ambasadorowi ktoś napluł w twarz. Mimo to w piątek 22 listopada 1963 r. prezydencki Air Force One wylądował na lotnisku Love Field w Dallas. Ludzie prezydenta przedtem pozrywali z murów i witryn zdjęcie JFK z podpisem „poszukiwany za zdradę”.
Strzały na Dealey Plaza
W samolocie prezydent powiedział „Oto udajemy się do krainy szaleńców”. Demokraci nie mieli w Teksasie dobrych notowań. Mimo to parę prezydencką, siedzącą w odkrytej limuzynie sunącej przez centrum Dallas, witały wiwatujące tłumy. O 12.30 kolumna samochodów wjechała na Dealey Plaza, a towarzysząca Jackie i Johnowi żona gubernatora stwierdziła: „Panie prezydencie, odtąd nie będzie już pan mógł mówić, że Dallas pana nie kocha”. Zaraz po tym jak kolumna prezydencka minęła budynek składu podręczników, padły strzały. Prezydent, trafiony w kark i gardło, pochylił się w bok, a wtedy gubernator dostał postrzał w plecy, rękę i udo. Jeszcze jedna kula przeszyła powietrze, trafiając Kennedy’ego w głowę. W kompletnym szoku Jacqueline Kennedy rzuciła się do tyłu, aby pozbierać z karoserii kawałki czaszki męża. Jedyne znane nagranie, dokonane przez Abrahama Zaprudera, jest nieostre i nieme, a trwa ledwie kilkanaście sekund. Opinia publiczna poznała je dopiero w 1975 r. Gdy przed wylotem do Waszyngtonu na pokładzie Air Force przysięgę na wierność USA składał Lyndon B. Johnson, Jackie Kennedy nadal miała na sobie różowy kostium Chanel, poplamiony krwią. Pod pokładem, obłożone lodem, leżało ciało Kennedy'ego, powracającego z „krainy szaleńców”.
Tyleż sławny, co nieżywy
Na szóstym piętrze składu podręczników odkryto porzucony karabin snajpera. Zanim samolot z półżywą (dosłownie) parą prezydencką opuścił Dallas, aresztowano Lee Harveya Oswalda, pracującego w składzie podręczników. Mężczyzna odrzucał zarzut zamordowania Kennedy'ego, mówiąc, że jest kozłem ofiarnym. Po dwuletnim pobycie w ZSRR wrócił rozczarowany i planował emigrację na Kubę. 24 listopada, zanim jeszcze ruszył proces o zabójstwo, został zabity w budynku policji. Jack Ruby, właściciel nocnych klubów w Dallas, działał w pojedynkę. Nim minął rok od śmierci Kennedy'ego, komisja, którą od nazwiska przewodniczącego nazywano Komisją Warrena przedstawiła raport, który można by streścić zdaniem „Nie było spisku, a Oswald działał sam". Miał strzelać z niechęci do USA, z powodu niezadowolenia z życia, a wreszcie dla sławy. W 2004 roku w USA wyszła gra komputerowa „JFK Reloaded”, polegająca na strzelaniu do Kennedy'ego. Można go sobie odstrzelić za jedyne 10 dolarów.
Prezydent - produkt telewizji
JFK był dość młody i przystojny, miał żonę-ikonę stylu i udane dzieci. Sypiał z prostytutkami podsuwanymi przez mafię, miał romans z Marilyn Monroe oraz z agentką Stasi. Młode pokolenie Amerykanów oczekiwało, że zapoczątkuje nową erę, że USA, zgodnie z jego słowami, „ruszą naprzód” wyrwane z rąk bogobojnych i sprzedajnych republikanów. Kennedy kochał telewizję, która robiła z niego supermana: bohatera wojennego i przykładnego ojca rodziny. Telewizja budowała legendę Kennedy'ego za życia, jak i po jego śmierci. Który z Amerykanów, ba, kto z nas nie widział fragmentu pogrzebu zamordowanego JFK z trzylatkiem, który salutuje trumnie ojca? Ceremonia pogrzebowa była rekonstrukcją pogrzebu Abrahama Lincolna, sprzed niemal wieku. Trumna Linkolna i Kennedy'ego stanęła na tym samym katafalku, a w kondukcie żałobnym symbolicznie poprowadzono konia bez jeźdźca, choć Kennedy od koni żywych wolał mechaniczne. Obu prezydentów nie łączyło nic ponadto, że zginęli w piątek. Prezydentura Kennedy’ego trwała tysiąc dni. Jego stylem było rzucanie obietnic. Jedną z nielicznych spełnionych była ta o wysłaniu Amerykanów na Księżyc. Kennedy wprowadził do Białego Domu nowy, swobodniejszy styl. Młody prezydent, wywodzący się z jednego z najbogatszych rodów Wschodniego Wybrzeża, uosabiał tęsknotę Amerykanów do monarchii, i żartobliwie nazywał nawet Biały Dom dworem Króla Artura. Popierali go Afroamerykanie, choć w kwestii praw obywatelskich nie robił dla nich nic. Był pierwszym prezydentem-katolikiem, ukończył Harvard i walczył na froncie, a sam siebie określał „idealistą bez złudzeń”. Dzisiaj amerykańscy intelektualiści uważają JFK za jednego z najwybitniejszych prezydentów USA.
Czarny piątek w biały dzień
O zamachu w Dallas napisano 2 tys. książek. Googlowanie hasła „JFK conspiracy” daje wynik prawie 12 milionów trafień. Śmierć Kennedy'ego stała się dla Amerykanów punktem zwrotnym w historii i „końcem niewinności”. Uważano, że gdyby Kennedy nie zginął, nie nadeszłaby bezsensowna wojna w Wietnamie, nie byłoby studenckiej rewolty, nie zginąłby Martin Luther King. Powszechnie uważano, że Kennedy zakończyłby zimną wojnę, mimo że słowami atakował Związek Radziecki zacieklej od Nixona. W Dallas, w dniu zamachu narodziła się era amerykańskiej paranoi. Odtąd gorączka teorii spiskowych, która tradycyjnie trawiła skrajną prawicę, opanowała cały kraj. Tego dnia przestano ufać zarówno CIA, jak i FBI. Gdyby kule zamachowca nie przerwały jego prezydentury, jesienią 1963 r. Kennedy ruszyłby z przebudową Ameryki. Miał już wtedy jasną wizję zmiany polityki międzynarodowej, chciał przeprowadzenia reform, był gotowy do konfrontacji z fundamentalistyczną konserwą. Miał w wyborach w 1964 r. wygrać z Barrym Goldwaterem. Co ciekawe, w 2017 r. obietnicę ujawnienia tajnych dokumentów dotyczących czarnego piątku w Dallas złożył Donald Trump.
Wersja, w którą nie uwierzyła Ameryka
We wnioski Komisji Warrena, powołanej dla wyjaśnienia zamachu w Dallas, nie wierzy dzisiaj ponad połowa Amerykanów, chociaż kiedy Komisja ujawniła raport liczący 888 stron, potwierdzający winę Lee Harveya Oswalda, aż 87 proc. mieszkańców USA dało mu wiarę. Komisja uznała, że 24-letni zamachowiec działał sam, strzelając z okna magazynu z książkami. Miał mierzyć tylko do Kennedy’ego. Po latach prawnik z Nowego Orleanu, Jim Garrison, podważył tezy 40-tomowego raportu, stwierdzając na podstawie wspomnień świadków, że oprócz Oswalda, ktoś strzelał do prezydenta z ulicy. Komisja Warrena pominęła raporty patologów kryminalnych, którzy wykazali, że do Kennedy’ego strzelano nie tylko z góry, ale i z przodu. Kolejny raport, opublikowany w 1979 r. przez nową komisję kongresową wysunął tezę, jakoby Kennedy zginął w wyniku strzelaniny, jaką wszczęła jego ochrona po salwie Oswalda. Niedawno dziennik „The New York Times” poinformował, że eksperci kryminalistyki z Lawrence Berkeley National Laboratory, od lat analizujący taśmy dźwiękowe z zamachu, wykorzystując najnowszą technologię cyfrową ustalą w końcu ile strzałów padło w Dallas i z jakiego kierunku. Komisja Warrena dowiodła, że po ogłoszeniu wizyty Kennedy’ego w Dallas, Oswald kupił włoski karabin. Przesłuchała m.in. świadków rozmowy, jaką prezydent odbył z żoną w samolocie. Miał powiedzieć, patrząc na swoją klepsydrę wydrukowaną w „Dallas Morning News” przez rasistowską organizację John Birch Society: „Coś ci powiem, Jackie, jeśli ktoś chce strzelić do mnie z okna z karabinu, to i tak to zrobi. Nie ma się więc czym przejmować”. Pierwszy pocisk trafił go w plecy, drugi w bark, trzeci w tył głowy. Rodzina Kennedych nigdy nie uwierzyła w oficjalną wersję raportu Warrena. 37 procent Amerykanów nawet dzisiaj uważa, że to cosa nostra maczała palce w zabójstwie Kennedy'ego. Ponad stu świadków, którzy znali okoliczności zabójstwa zginęło ponoć odstrzelonych przez mafię. Z kolei 40 procent obywateli USA winą za zabójstwo Kennedy'ego obciąża CIA. Co dziesiąty Amerykanin uważa, że JFK zginął, bo chciał ujawnić raporty o UFO.
Klątwa Kennedych
Wiele osób z rodu Kennedych zginęło tragicznie, często w tajemniczych okolicznościach. Media te tragiczne wydarzenia nazwały klątwą Kennedych. Brat prezydenta Joseph P. Kennedy Jr. zginął podczas II wojny światowej, a siostra Kathleen zginęła w katastrofie lotniczej. W 1968 r, zmarł zastrzelony przez Palestyńczyka Sirhana Sirhana, młodszy brat Robert, prokurator generalny USA, jego syn David umarł uzależniony od heroiny, a drugi - Michael zabił się w wypadku na nartach. Syn prezydenta, John F. Kennedy Jr., zginął w 1999 r. w katastrofie lotniczej. Na pokładzie samolotu, który pilotował, znajdowały się również jego żona i szwagierka. Ostatnio, w wyniku przedawkowania narkotyków zmarła wnuczka Roberta Saoirse. Inna jego wnuczka i jej synek utopili się, gdy płynęli kajakiem.
Alternatywne teorie
Brano pod uwagę udział innych państw - np. sowieckiego KGB. Dowodem na to miało być, że Oswald przebywał w ZSRR i ożenił się tam z córką oficera wywiadu. Teoria ta była wielokrotnie dementowana przez ZSRR. Nie znaleziono też dowodów, by Oswald był radzieckim agentem. Miała to być też zemsta Fidela Castro. Według innych teorii za morderstwem stały amerykańskie agencje - FBI, CIA, a Oswald został kozłem ofiarnym. Były też oskarżenia rzucane w stronę Secret Service, czyli służby chroniącej prezydenta. Podejrzewano też mafię, z którą był powiązany zabójca Oswalda - Jack Ruby. Mafia zemściła się na Kennedym za to, że w 1961 roku wycofał wsparcie powietrzne dla inwazji w Zatoce Świń, która miała obalić reżim Castro. Mafia straciła przez to wpływy na Kubie.
Odbicie w kulturze masowej
Prezydent Kennedy pojawił się w dziesiątkach książek, komiksów, w filmach, serialach, a także grach komputerowych, w utworach muzycznych, a nawet w musicalu. Najsłynniejszym filmem jest klasyk amerykańskiego kina - "JFK", w reż. Olivera Stone'a, gdzie rolę prokuratora Garrisona grał Kevin Costner. Opisany został również w powieści Stephena Kinga „Dallas'63". JFK stał się ikoną kultury masowej, powstawały niezliczone gadżety z nim związane, a do historii przeszedł utwór - "Happy Birthday, Mr. President" wykonany przez Marilyn Monroe na przyjęciu urodzinowym w Białym Domu. Do najsłynniejszych utworów, zainspirowanych wydarzeniami z Dallas należy „Sound of Silence” duetu Simon and Garfunkel oraz utwór zespołu The Beach Boys - „The Warmth of the Sun”.