Był słoneczny sobotni poranek. Trzech mieszkańców Warszawy i dwóch Wyszkowa (woj. mazowieckie) jechało na ryby do Władysławowa. Tam mieli wsiąść na kuter i wędkować na Bałtyku. Byli około 10 kilometrów od celu, gdy nagle na prostym odcinku drogi ich samochód z niewyjaśnionych do tej pory przyczyn zjechał na przeciwległy pas, wypadł z jezdni i rozbił się na drzewie. Uderzenie było tak potężne, że pień wbił się do kabiny pojazdu.
- Zgłoszenie o wypadku otrzymaliśmy o godz. 6.35 rano. Po chwili na miejscu wypadku byli już strażacy. Niestety, osoby znajdujące się w samochodzie już nie żyły. Strażacy zabezpieczyli jedynie teren zdarzenia i czekali na przybycie prokuratora - mówi Tadeusz Konkol, rzecznik pomorskiej straży pożarnej.
Ze wstępnych ustaleń policji wynika, że kierowca jeepa jechał zbyt szybko. Być może zasnął, bo na jezdni nie było śladów hamowania. Nie wiadomo, czy 52-letni kierowca był trzeźwy.
- Ustalamy przyczyny wypadku. Na razie wiadomo, że jeep grand cherokee na śląskich tablicach rejestracyjnych uderzył czołowo w drzewo. Warunki były dobre, nawierzchnia sucha. To prosty odcinek drogi, żadne wyjątkowo niebezpieczne miejsce. Przesłuchamy świadków. Wiele powinny wyjaśnić sekcje zwłok - wyjaśnia st. asp. Łukasz Dettlaff z policji w Pucku.