Potworni rodzice jak tchórzliwe szczury chcą uniknąć kary dożywotniego więzienia i przerzucają się winą. Gdy prokurator odczytywał akt oskarżenia, krzywili się, jakby nie dowierzali, jakimi są bestiami. To, co zrobili, było straszne...
Chłopczyk zginął w lutym 2010 r. Według prokuratora z ręki ojca Jarosława R., który nie mógł znieść płaczu dziecka. Potwór brutalnie skatował chłopca, a jeden z ciosów - zadany w brzuszek, spowodował pęknięcie otrzewnej. Ale nawet wtedy ani Jarosław R., ani Beata Ch. nie pomogli dziecku. Szymonek konał przez trzy dni w męczarniach. Nie miał apetytu, płakał już niemal przez cały czas. Trzeciego dnia Szymonek już nie zwijał się z bólu, leżał cicho, skulony jak embrion. Wtedy otrzymał jeszcze jeden cios od bestialskiego ojca.
Gdy chłopiec zmarł, jego rodzice zastanawiali się, co zrobić z ciałem. Chcieli je spalić, zamurować lub upozorować porwanie. W końcu wyrzucili je do stawu hodowlanego w Cieszynie. Znaleziono je 19 marca 2010 r.
Cała Polska zastanawiała się, kim jest dziecko i gdzie są jego rodzice. A tymczasem oni przez kolejne dwa lata zwodzili wszystkich. Na szczepienia zamiast Szymonka Beata Ch. zabierała cudze dziecko. Dopiero w ubiegłym roku ktoś doniósł na wyrodną parę. W katowickim areszcie Beata Ch. zaprzyjaźniła się z Katarzyną Waśniewską. Godna pożałowania znajomość...