- Tak bardzo się cieszyli na ten wyjazd - opowiada z płaczem pani Grażyna, mama Mariusza. Pobyt w górach dostali w prezencie od jednego z weselnych gości. - Gdyby można było przewidzieć przyszłość, nigdy nie pozwoliłabym im się ruszyć z domu... - rozpacza.
Tego feralnego poranka w drodze na południe Polski Mariusz nie spodziewał się zagrożenia. Zatrzymał się swoim autem na drodze niedaleko Zielonej Góry, gdzie ruch odbywał się wahadłowo. Czekał na możliwość przejazdu. Niestety, kierowca autobusu, który jechał za nimi, nie zdążył zahamować i z impetem wjechał w samochód młodej pary.
Huk gniecionej blachy rozniósł się po okolicy. I choć młodzi szybko trafili w ręce medyków, udało się uratować tylko życie Moniki.
Mariusz i Monika kochali się bardzo. Rodzina mówiła na nich "papużki nierozłączki". Poznali się cztery lata temu. - To było na drodze. Mariusz poznał Monikę, gdy jechał do Trzcianki, a ona łapała stopa - opowiada mama Mariusza. Od tamtej pory świata poza sobą nie widzieli. - Nawet na ryby razem chodzili - mówi pogrążona w żałobie matka. - A teraz taka tragedia. Mój syn nie żyje... Co się stanie z Moniką?