- Prawdopodobnie obserwowali radiowysokościomierz, który pokazał im nagłe zwiększenie wysokości. Piloci, nie widząc ziemi z powodu mgły, nie zdawali sobie sprawy, że tak naprawdę, wcale się nie wznieśli, tylko w tym momencie lecieli nad głębokim na 60 metrów jarem. Na dokładną analizę pomiarów zabrakło czasu - uważa płk Piotr Łukaszewicz, były szef szkolenia sił powietrznych.
- Innego racjonalnego wytłumaczenia przyczyn katastrofy nie znajduję - mówi "SE" płk Piotr Łukaszewicz. Według eksperta piloci podjęli próbę lądowania w krańcowo trudnych warunkach. 10 kwietnia w okolicach godz. 8.40 czasu polskiego widzialność w Smoleńsku była w granicach 500 m.
W odległości około 2 km od pasa lotniska, kiedy samolot zniżył się już do wysokości ok. 100 metrów, podejście do lądowania przebiegało pomyślnie. Pilot opierał się wówczas na tym, co odczytywał z urządzeń pokładowych. Nie widział ziemi. Nagle radiowysokościomierz (mierzy odległość od ziemi, wykorzystując fale radiowe) pokazał, że samolot zwiększył wysokość. Załoga nie miała świadomości, że właśnie przelatuje nad jarem o głębokości 60 m, który znajduje się przed pasem lotniska. Piloci nie mogli w tym momencie polegać na drugim wysokościomierzu na pokładzie - barycznym, który pokazuje wysokość na podstawie ciśnienia. Urządzenie to działa z opóźnieniem.
- Co robi pilot, który schodzi do lądowania i nagle urządzenia pokazują mu, że maszyna się wznosi? Pierwszym i jedynym odruchem jest obniżenie lotu. I to piloci zrobili. W tych warunkach działa się odruchowo - mówi ekspert. Przelot nad jarem trwał ok. 12 sekund i nagle załoga dostrzegła ziemię. Piloci próbowali poderwać maszynę do góry, by pokonać wznoszące się zbocze jaru. Zabrakło jednak czasu, by silniki osiągnęły maksymalne obroty. - Mogło brakować do pięciu sekund. W tym czasie samolot zahaczał już podwoziem o krzewy i druty. Następnie uderzył lewym skrzydłem w drzewo - analizował na łamach "Polski The Times" pułkownik Łukaszewicz. - Po tym gwałtownie skręcił w lewo, obrócił się i zderzył z ziemią - tak według eksperta wyglądały ostatnie sekundy lotu. Była godzina 8.41 polskiego czasu. Samolot zderzył się z ziemią najpierw obciętym skrzydłem, potem częścią ogonową, a na końcu górną częścią kadłuba.
Taki przebieg zdarzenia: odwrócenie się samolotu i zderzenie z ziemią górną częścią pozbawiło pasażerów szansy na przeżycie. Zdecydowała o tym konstrukcja samolotu. - Górna część kadłuba Tu-154 jest jego najsłabszą częścią. Zbudowana jest z lekkich aluminiowych blach połączonych cienkimi wręgami - mówi nam płk Łukaszewicz.