Na miejsce tragedii Jarosław Kaczyński i delegacja polityków PiS jechali od białoruskiego Witebska autokarem. Lotnisko w Smoleńsku było bowiem zamknięte po katastrofie. Do granicy rosyjskiej podróż przebiegała bez problemów. Jednak za granicznym szlabanem autokar zwolnił i zaczął jechać 25 km/h.
Pytani przez polską konsul o powody zwłoki rosyjscy milicjanci, którzy konwojowali polską delegację, odpowiedzieli, że... wykonują rozkaz przełożonych, bo inny konwój ma dojechać do Smoleńska jako pierwszy.
Jaki? Członkowie delegacji PiS wspominają, jak z dużą prędkością wyprzedziła ich kolumna z... premierem Donaldem Tuskiem.
Kiedy już delegacja PiS znalazła się w Smoleńsku, kierowca autokaru zaczął kluczyć po ulicach miasta. Gdy w końcu dotarł do lotniska, delegację zatrzymano.
Politycy PiS nie mają wątpliwości: Rosjanie specjalnie wstrzymywali ich delegację, aby pierwszy na miejsce katastrofy dotarł premier Władimir Putin i spotkał się tam z premierem Tuskiem.