- Oni znali się praktycznie od urodzenia. Spotykali się codziennie. Zdarzało się, że bili się, jak to chłopcy, ale nigdy na poważnie. Do głowy by mi nie przyszło, że Przemek może mieć przy sobie nóż. Gdyby mój Piotruś nie miał grubej kurtki albo ostrze byłoby odrobinę dłuższe, rana mogłaby być śmiertelna - wspomina ze łzami w oczach Barbara Matejak (44 l.), mama Piotrka.
Dramat rozegrał się 1 listopada w dniu Wszystkich Świętych na cmentarzu w niewielkim Smoszewie pod Nowym Dworem Mazowieckim.
Chłopcy spotkali się tam przy grobach. Wygłupiali się, potem przepychali, aż w końcu zaczęli się bić. W pewnym momencie 14-letni Piotrek odwrócił się do kolegi plecami i chciał odejść. Wówczas 11-letni Przemek wyciągnął z kieszeni nóż i wbił mu w plecy, a to wszystko na oczach zszokowanych mieszkańców, którzy przyszli odwiedzić mogiły najbliższych.
Chwilę później na miejscu była już karetka pogotowia i policja. Ranny chłopak trafił do warszawskiego szpitala. Ma głęboką na półtora centymetra ranę. Niewiele brakowało, a ostrze przebiłoby mu płuco.
Jak to możliwe, że 11-latek chodził sobie po wsi z nożem w ręku, i jakie będą konsekwencje jego czynu? Na razie żadne. Przemek nie skończył jeszcze 13 lat. W myśl polskiego prawa oznacza to, że jest osobą małoletnią i nie może odpowiadać przed sądem. Policja poprosi jednak jego rodzinę o możliwość porozmawiania z chłopcem.