„Super Express”: - Wbrew nadziejom wielu, rząd nie zamierza dokonywać zmian w przepisach o ograniczaniu handlu w niedziele. Nie ma Boga w sercu i nie rozumie, że większość obywateli w sondażach tych rozwiązań nie popiera, czy bardziej boi się Solidarności, która to ograniczenie forsowała i w razie wycofywania się z tych rozwiązań zapowiada rządowi reperkusje?
Prof. Henryk Domański: - Nie da się ukryć, że zdanie Solidarności w tej sprawie ma dla rządu pewne znaczenie, ale, w moim przekonaniu, wcale nie decydujące. Dużo ważniejszą motywacją dla utrzymania ograniczenia handlu w obecnym kształcie jest raczej to, że bardzo niezręcznie byłoby się PiS z tych przepisów wycofać. W końcu to oni je wprowadzali i uznanie, że coś poszło nie tak, zostałoby odebrane jako przyznanie się do błędu. Myślę, że kiedy maraton wyborczy będzie już za nami, a PiS utrzyma władzę, sprawa wróci. Istnieje bowiem potrzeba zareagowania na zdanie opinii publicznej.
- PiS bardziej opłaca się więc udawać, że wszystko gra i narazić się opinii publicznej, niż wycofać się, przyznając niejako do błędu?
- Tak najwyraźniej wykalkulowano to w obozie rządzącym. Wycofanie się z dotychczasowych rozwiązań podważałoby na pewno wiarygodność PiS. Mogłoby to też rodzić wątpliwości co do innych decyzji, które do tej pory partia Jarosława Kaczyńskiego podejmowała.
- Myśli pan, że w ogóle kwestia handlu w niedziele będzie jakimś czynnikiem wpływającym na wybory polityczne?
- Uważam, że niekoniecznie samo w sobie musi być to decydującą kwestią przy urnach. Trochę inaczej sprawy by się miały, jeśli ten temat umiejętnie podchwyciłaby opozycja i potraktowała ograniczenie handlu jako jedno ze świadectw nietrafionych decyzji, które zamiast pomagać, tylko utrudniają ludziom życie. A to ograniczenie to już w ogóle ukoronowanie antyspołecznych wysiłków PiS.
- Pana zdaniem, zakaz handlu w niedzielę jest rzeczywiście takim strasznym problemem dla ludzi, który spędza im sen z powiek, czy jednak już trochę się do niego przyzwyczailiśmy i nie robi to na nas takiego wrażenia?
- Większość Polaków już się z tym w ten czy inny sposób pogodziła. Ograniczenie handlu obowiązuje już jednak jakiś czas i nic nie wskazuje na to, by mimo deklarowanej niechęci do tego rozwiązania, wywoływałoby to jakieś szczególne napięcia społeczne. Jako element szerszej całości, mogłoby to jakoś zaszkodzić PiS, ale jako pojedynczy element politycznej układanki, do żadnej rewolucji nie doprowadzi.
- W raporcie Ministerstwa Rozwoju, który wpływowi ograniczenia handlu się przyglądał, pojawiają się też badania, w jaki sposób wpłynęło ono na zachowania Polaków. Okazuje się, że najwięcej Polaków nie mogąc robić zakupów oddaje się głównie oglądaniu telewizji. Dopiero dalej są spotkania z rodziną czy przyjaciółmi.
- Cóż można robić z wolnym czasem, kiedy nie można udać na zakupy do galerii handlowych? Telewizja jest ulubioną rozrywką Polaków i to, że niedziele spędzają oni przed telewizorem nie powinno nas dziwić. Ciekawe, że z tych badań – ale także obserwacji – wynika, że wcale nie zyskał na tym wszystkim Kościół.
- Choć środowiska konserwatywne popierając ograniczenie handlu argumentowały, że niedziela to czas dla Boga i rodziny.
- Okazuje się, że Kościół z kretesem przegrywa z oglądaniem telewizji. Spędzanie wolnego dnia z rodziną to akurat dość naturalna sprawa – w końcu dzielimy z nią wspólną przestrzeń, więc siłą rzeczy będziemy deklarować, że to z nią spędzamy więcej czasu. Z tych badań wynika jedna rzecz – nie da się zaordynować sposobu spędzania wolnego czasu. Ograniczenie handlu dopiero wyrwało nas z koleiny nazywanej „dzień na zakupach”. Zanim wykształcą się nowe formy spędzania wolnego czasu i wyrobimy sobie nowe życiowe nawyki, musi upłynąć trochę czasu. Na razie polegamy głównie na tym, co już dobrze znamy – na telewizji.
Rozmawiał Tomasz Walczak
Socjolog o zakazie handlu: PiS niezręcznie byłoby przyznać się do błędu
2019-04-04
5:00
Polacy nie chcą ograniczania handlu, rząd go utrzymuje. Czemu? Odpowiada socjolog prof. Henryk Domański.