Senne mary męczyły Wojciecha Czopura (+ 34 l.) przez wiele nocy. - Codziennie rano opowiadał mi o nich. Śniły mu się róż-ne wypadki, w których ginęli ludzie, on próbował ich ratować, a wszędzie dookoła siebie widział krew - opowiada Agnieszka Czopur.
- Przestrzegałam go, że to mogą być sny prorocze - dodaje kobieta. Choć mężczyzna brał na serio jej ostrzeżenia, to przecież nie mógł zrezygnować z pracy przy wyrębie lasu. Musiał zarabiać na dom, żonę i trójkę malutkich dzieci.
Feralnego dnia pan Wojciech wyjechał rano do lasu w okolicach miejscowości Karczmisko. Był drwalem z wieloletnim doświadczeniem, ukończył kurs pilarza, a mimo to nie uniknął błędu. Podczas podcinania drzewa potężny pień nagle runął na niego i przygniótł swoim ciężarem do ziemi.
Pilarz z Sokółki wyczołgał się spod powalonego drzewa
Wydawało się, że dla 34-latka nie ma już ratunku, ale on - w szoku - sam zdołał wyczołgać się spod powalonego drzewa. W pierwszej chwili po wypadku skarżył się tylko na ból złamanej nogi. Niestety, po przewiezieniu do szpitala okazało się, że nie było to jedyne obrażenie. Mężczyzna miał zmiażdżone niemal wszystkie organy wewnętrzne. Mimo pomocy lekarzy zmarł.
- A tak prosiłam, aby uważał w pracy. Czułam, że te jego straszne sny na pewno coś znaczą. I, niestety, miałam rację - rozpacza Agnieszka Czopur, tuląc do siebie trójkę osieroconych przez ojca dzieci - Emilkę (9 l.), Kubusia (8 l.) i Radka (2,5 r.). - Chłopcy jeszcze nie rozumieją, że ich tatuś już nie wróci - dodaje załamana kobieta.