Tyle się słyszy o tym, że banki powinny iść na rękę ludziom, którzy mają kłopoty ze spłacaniem swoich kredytów we frankach. Wiele z tych instytucji przekonuje nas, że tak właśnie jest. Niestety, praktyka jest zupełnie inna. Przekonali się o tym Danuta (60 l.) i Mikołaj (65 l.) Rutkowscy. Oboje przez całe swoje życie uczciwie pracowali. Dorobili się niemałego majątku, w tym wartego milion złotych domu! Ostatnio głównym źródłem ich utrzymania była agencja kredytowa, którą prowadziła pani Danuta.
Właśnie na rozkręcenie tego biznesu wzięli w 2005 r. w banku BPH kredyt na 116 tys. franków szwajcarskich. Kłopotów ze spłacaniem długu nie mieli, tym bardziej że BPH było głównym klientem firmy pani Danuty.
Jednak pięć lat temu bank zerwał tę współpracę, a państwo Rutkowscy zaczęli mieć kłopoty finansowe. Starali się jakoś spłacać resztę zaciągniętego kredytu, ale kiedy ostatnio kurs franka poszybował w górę, zdali sobie sprawę, że dług wykończy ich finansowo.
- Raty były zbyt wysokie - przyznaje pani Danuta. - Udałam się więc do banku, by renegocjować umowę. Chciałam rozłożyć to na mniejszą ratę - zamiast 2 tys. miesięcznie, jeden tysiąc. Ale oni nie chcieli słuchać. Zamiast tego oddali sprawę komornikowi. Odbyły się dwie licytacje, ale nikt naszego domu nie kupił, więc stał się on własnością banku - opowiada.
Małżeństwo spakowało już walizki i czeka na nieuniknione - eksmisję z własnego domu. - Nie wiem, co z nami będzie, ale wszystko wskazuje na to, że wylądujemy na bruku - mówią.
Co na to BPH? Joanna Nagierska z biura prasowego zapewniła nas, że ich bank zawsze idzie na rękę kredytobiorcy, gdy ten ma kłopoty w spłacie zadłużenia. - Rozmawiamy z klientami, szukając najlepszego wyjścia - usłyszeliśmy. Co zatem się stało w tym konkretnym przypadku? - Nie jestem w stanie powiedzieć. Obowiązuje mnie tajemnica bankowa - mówi.
Zobacz: Banki się porozumiały. Będzie ratunek dla frankowiczów!