Zimno i pochmurno. W taki poranek spacerowicze nie oblegają sopockiej plaży. Tak też było i wczoraj. Około 8.30 po molo przechadzała się tylko 3-letnia dziewczynka w towarzystwie 30-letniej matki. Kilkadziesiąt metrów od nich w morze wpatrywał się mężczyzna... Nagle do jego uszu doszedł przeraźliwy, mrożący krew w żyłach krzyk. Krzyczała kobieta, której dziecko znalazło się w wodzie. Po chwili przechyliła się przez barierkę i też wskoczyła do morza. Mimo rozpaczliwych prób nie udało jej się złapać córki. Sama zaczęła tonąć... Desperackim wyrzutem ręki złapała się wtedy barierki mola. Przywarła do niej kurczowo, wciąż zanurzona w wodzie. Drugą rękę wyciągała w stronę dziecka...
Mężczyzna na molo zadzwonił po ratunek. Na morze wypłynęli strażacy. Najpierw wyłowili dziecko. Niestety, dziewczynka już nie żyła. Potem popłynęli po matkę. Krańcowo wycieńczona i zmarznięta kobieta trafiła do szpitala na gdańskiej Zaspie. Jest w szoku. Kontakt z nią jest utrudniony. Dopiero gdy jej stan się polepszy, zostanie przesłuchana przez policję. Tymczasem policja zatrzymała 30-letnią kobietę.
Śledczy z Sopotu wciąż przesłuchują świadków, którzy mogli widzieć jak dziewczynka spada z przystani do morza. Analizują też nagrania z miejskiego monitoringu. Jak podaje portal tvn24.pl prokuratura rozważa trzy wersje zdarzenia: działanie matki, działanie osób trzecich oraz wciąż nieszczęśliwy wypadek.
Jeśli ta tragedia to nie wypadek, 30-latnia matka dziewczynki może usłyszeć zarzuty nienależytej opieki nad dzieckiem.
- Kluczowym świadkiem zdarzenia jest mężczyzna, który zadzwonił po pomoc. Ustalamy jego tożsamość i przesłuchamy - mówi Karina Kamińska z sopockiej policji. - Jego zeznania mogą wiele wyjaśnić - dodaje.
W środę ma być przeprowadzona sekcja zwłok 3-latki. Być może wyniki badań pozwolą ustalić jak zginęła dziewczynka.