Tragedia wydarzyła się we wtorek rano. Ewa K. zabrała córkę nad morze. Poszły na molo. Był mroźny, pochmurny poranek. Oprócz Weroniki (3 l.) i mamy w okolicy nie było nikogo...
To, co działo się potem, Ewa K. opowiedziała w czasie wczorajszej wizji lokalnej. Podczas spaceru nagle wepchnęła córkę do wody. Dziecko wpadło do morza. Przez chwilę próbowało się ratować. W końcu jednak zachłysnęło się wodą i utonęło.
Trzy scenariusze
Ewa K. zaczęła krzyczeć. Czy ruszyło ją sumienie? A może próbowała oszukać wszystkich, że śmierć dziecka to wypadek? Tak czy inaczej kobieta wskoczyła do wody i wzywała pomocy. Zziębniętą, w stanie szoku wyłowili potem strażacy. Zanurzona w lodowatej wodzie, kurczowo trzymała się barierki. Ciało Weroniczki dryfowało 30 metrów dalej.
Od początku policja rozważała trzy scenariusze wydarzeń. Pierwszy zakładał nieszczęśliwy wypadek, drugi - udział osób trzecich, ostatni - morderstwo. Wiadomo, że Ewa K. leczyła się psychiatrycznie. Mogła więc nie do końca zdawać sobie sprawę z tego, co robi... Śledczy przejrzeli też zdjęcia z monitoringu i przesłuchali świadków.
Przyznała się do winy
Z matką długo nie dawało się porozmawiać. Pozostawała w szoku. Potem na jaw wyszła makabryczna prawda. Kobieta przyznała się do zamordowania dziecka. Prokuratura nie chce zdradzić, jak tłumaczyła się zabójczyni. - Dla dobra śledztwa nie możemy ujawnić więcej szczegółów - mówi Barbara Skibicka, szefowa sopockiej Prokuratury Rejonowej.
Prokuratura nie chce ujawnić także zapisu z monitoringu na molo, na którym najprawdopodobniej widać, jak doszło do morderstwa. Ze wstępnych wyników sekcji zwłok Weroniki wynika, że dziewczynka utopiła się.
- Matka usłyszała zarzut zabójstwa. Prokuratura wystąpi do sądu o areszt dla niej po opinii biegłych psychiatrów - tłumaczy Karina Kamińska, rzeczniczka sopockiej policji.