Kruki: Sosna zabiła sołtysa

2011-04-05 4:00

Kiedy sosna zakołysała się się na podciętym pniu, odsunął ręką kolegę. - Uważaj! - krzyknął i też odszedł kilka kroków. Fachowym okiem patrzył, jak drzewo wali się z hukiem. Nie przewidział, że pień odbije się od ziemi i przygniecie mu pierś. Henryk Abramowski (+57 l.), sołtys z małej wioski Kruki na Mazowszu, nie miał szans w starciu z potężnym drzewem.

- Był doświadczonym drwalem - opowiada żona pana Henryka, Hanna Abramowska (56 l.). - Nie wiem, jakim cudem to drzewo tak na niego spadło... Jakby zemścić się chciało... Sosna, którą ściął pan Henryk, rosła w ich prywatnym zagajniku. Drzewo posadził jeszcze jego dziadek wiele lat temu. - Czy to kara? - zastanawia się pani Hanna. Trudno jej pogodzić się ze śmiercią męża. - Był dobrym człowiekiem - mówi. - Ludzie go lubili. Wybrali nawet drugi raz z rzędu na sołtysa...

Tego dnia, gdy doszło do tragedii, żona nie przeczuwała, że stanie się coś złego. - Byłam spokojna - wspomina. - Zrobiłam mu pyszny obiad i czekałam. Gdy nie wracał dłuższy czas, zaczęłam się niepokoić. Wtedy syn mnie powiadomił, że mąż miał wypadek w lesie... Pięciu mężczyzn z wysiłkiem uniosło drzewo, pod którym leżał. Jedno jest pewne. Ze starego zagajnika długo nikt nie wytnie żadnego drzewa.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki