– Zgodnie z prawem dziki stanowią własność Skarbu Państw i to on powinien finansować odstrzał redukcyjny. Jest tak, że to samorząd pokrywa te koszty. Ze 183 sztuk dzików 43 zostały zabite przez specjalnie wynajętą w tym celu firmę. Urząd Miejski zapłacił za tę usługę ok. 26 tys. zł – informuje Rafał Łysy, rzecznik prasowy sosnowieckiego magistratu. W autobusach komunikacji miejskiej kursujących po Sosnowcu miasto przylepiło plakaty informujące, co należy zrobić, gdy widzi się w pobliżu domostw, albo nawet na przydomowych podwórkach stada dzików. Telefony od obywateli w ramach akcji „Dziki – oko w oko” przyjmuje Powiatowe Centrum Zarządzania Kryzysowe. Z początku każde zgłoszenie było weryfikowane przez strażników miejskich. Potem zgłoszeń było tyle, że zaprzestano tego zwyczaju. Od razu powiadamiano firmę zatrudnioną do odstrzału dzików. Od zgłoszenia do wykonania zadania mijało góra kilkadziesiąt minut.
– Mimo naszych apeli mieszkańcy nierzadko dokarmiają dziki, sami je zapraszają do siebie. Zwierzaki żerują w śmietnikach, gdzie wyrzuca się odpadki nie do pojemników tylko obok nich – ubolewa rzecznik UM w Sosnowcu. – Dzików przybywa, więc postanowiliśmy zwiększyć liczbę przeznaczonych do odstrzału o 70 sztuk, co będzie kosztowało miasto ok. 20 tys. zł. Problem z dzikami, którym spodobało się życie w mieście jest taki, że zgodnie z nowy prawem łowieckim nie wolno do nich strzelać w odległości mniejszej niż 150 m od najbliższego domostwa. W Sosnowcu bywa, że ta odległość jest mniejsza. W całym województwie śląskim żyje ok. 8,7 tys. dzików, a w całej Polsce jest ich prawie 223 tys., dwa razy więcej niż na początku XXI w. Od czterech lat dziki są nosicielami zabójczego dla trzody chlewnej wirusa ASF. W województwie śląskim jeszcze go nie ma.