Jak poinformował dziennikzachodni.pl, pracownicy szpitala zapewniają, że mężczyzna nie pracował w systemie nadgodzin. Jego czas pracy wynosił ponoć 7 godzin i 35 minut dziennie. Anestezjolog pełnił również dyżury, za które mógł odebrać dzień wolny. Mężczyzna był pracownikiem szpitala od 20. lat. Lekarz z niewiadomych przyczyn nagle zasłabł. Mimo reanimacji i przewiezienia na SOR, 57-latka nie udało się uratować. Sprawą zajęła się prokuratura w Sosnowcu.
To, co wydarzyło się w sosnowieckim szpitalu przywołuje na myśl przypadek lekarki-anestezjologa z Białogardu. Kobieta zmarła po czwartej dobie ciągłego dyżuru. Rzecznik spółki zarządzającej placówką bronił się argumentem, że anestezjolożka nie pracowała na etacie. - Prowadziła jednoosobową działalność gospodarczą. W związku z tym, że lekarka nie była naszym etatowym pracownikiem, to normy wynikające z Kodeksu pracy nie obowiązują - tłumaczył.
A co wydarzyło się w Sosnowcu? Miejmy nadzieję, że śledczy wkrótce to wyjaśnią.
Zobacz też: Policjant popełnił samobójstwo na placu zabaw