Po pierwsze - biją w prezydenta biegli - znów najlepsi menedżerowie będą pracować tylko dla prywaciarzy, bo tam 10 razy lepiej płacą. Po drugie - walą jak z armaty - prezydent popiera patologię. Bo żeby dziś prezesom kasy dosypać, wsadza się ich dodatkowo do różnych niepotrzebnych rad nadzorczych. - I nikt nad tym nie panuje - płacze minister Grad. A to on nie panuje.
A jakby zarobki uwolnić, byłoby cudnie. Wtedy rząd mógłby spokojnie obsadzić swojakami najbardziej intratne stanowiska. Polityków ze swojej stajni dopieścić, a nawet kilku lub kilkudziesięciu posłów zdolniachów przerzucić na prezesostwa, premiując ich - zależnie od dokonań - pensjami od 50 do 200 tys. miesięcznie. I wszystko zostałoby w wiernej rodzinie PO i PSL.
A na to prezydent zgodzić się nie może. Bo ma rodzinę w PiS. I o nią dbać musi.