W trzech pierwszych kwartałach tego roku było to mniej niż 34 tys., tak więc można szacować, że po czterech kwartałach będzie to ok. 45 tys.
Na liczbę tą skłądają się m.in. kradzieże (także te z włamaniem), przestępstwa rozbójnicze z użyciem przemocy czy oszustwa. Statystyka nie obejmuje jednak wszystkich straconych telefonów. Jeśli np. aparat był wart mniej niż 250 zł, to jest to wykroczenie i w powyższym zestawieniu go nie ma. Z drugiej strony jeśli pokrzywdzony w czasie przestępstwa stracił, cenniejsze przedmioty, to dane także tego nie uwzględniają.
Dlaczego liczba kradzionych komórek spada? - Telefony są po prostu coraz tańsze i ich kradzież zwyczajnie słabo się opłaca - uważa prof. Brunon Hołtys, kryminolog. - Poza tym proszę pamiętać, że nie wiemy, jak duża jest tzw. ciemna liczba dotycząca zdarzeń, o których nie mamy wiedzy, bo np. poszkodowani nie zgłaszają przestępstw policji - dodaje.
Dane z Polski wypadają zaskakująco w porównaniu chociażby z tymi z USA. Na przykład w Los Angeles w porównaniu z zeszłym rokiem liczba kradzieży telefonów wzrosła o 27 proc. - podaje portal Huffington Post. Podobnie sytuacja wygląda w innych miastach. Za oceanem rozważa się wprowadzenie specjalnej bazy, po zgłoszeniu do której telefon byłby unieruchamiany całkowicie (w tej chwili można zablokować jedynie kartę SIM). Podobne rozwiązanie z powodzeniem działa od 10 lat w Australii. W ten sposób istnienie rynku skradzionych telefonów komórkowych traci wszelki sens.