Było kila minut po godz. 15, gdy mieszkańcy wielorodzinnego domu na obrzeżach Śliwnik usłyszeli huk. Zaraz potem palił się już cały dach. - Nikt nie wie, skąd wziął się ten ogień - mówi jeden z mieszkańców. Zanim przyjechała straż pożarna, wszyscy zdążyli się ewakuować. Wszyscy, z wyjątkiem Sebastiana.
Niektórzy próbowali ratować dobytek, inni pomagali strażakom. Ktoś zaalarmował Renatę W., mieszkankę jednego z lokali, która akurat była w pracy. Przybiegła i przyglądała się akcji ratowniczej. Nie przypuszczała, że na górze w mieszkaniu kona jej ukochany syn. Zaniepokoiła się dopiero po godzinie 16, bo o tej porze chłopiec miał wrócić ze szkoły z pobliskiego Ostrowa Wielkopolskiego.
Gaszący pożar strażacy też byli przekonani, że w budynku nikogo nie ma. Dopiero gdy przeszukiwali zgliszcza, ich oczom ukazał się straszny widok. Zwęglone ciało leżało w kuchni jednego z mieszkań. - A przecież wystarczyło, aby chłopak pojechał jak co dzień do szkoły - mówią jego sąsiedzi i wciąż nie mogą uwierzyć w to, co się stało. A co ma powiedzieć matka Sebastiana, której w jednej chwili zawalił się cały świat.
Pożar pozbawił mieszkań 7 rodzin, w sumie 25 osób. Wszyscy czekają teraz na decyzję inspektora budowlanego, czy dom będzie nadawał się do remontu, czy do rozbiórki.