Kiedyś chciałam być biologiem. Zawsze byłam ciekawska, zawsze interesowało mnie, jak to jest, że trawa rośnie, potem obumiera, potem znowu się odradza...
Poszłam jednak do Szkoły Zdobienia Szkła, bo tylko taka była w Polanicy-Zdroju. Nie umiem rysować ni w ząb, a tam trzeba było zdać rysunek. Oczywiście, że nie zdałam, i do dziś nie wiem, w jaki sposób wychowawczyni przekonała radę pedagogiczną, by mnie przyjęli. A może po prostu wtedy ludzie byli mniej dociekliwi, a bardziej życzliwi?
Miałam początki gruźlicy, o czym nie wiedziałam. Wiedziała za to moja nauczycielka, wychowawczyni - dowiedziała się po badaniach przeprowadzonych przez szwedzki Czerwony Krzyż. I ta nauczycielka, Ewa, która przeszła łagier syberyjski, sama ciężko chora, ze swojej małej pensji dokarmiała mnie. A ja zamiast rysować, odśpiewywałam wszystkie akademie, spotkania przy ogniskach i może w ten sposób nieświadomie rewanżowałam się za przyjęcie mnie do szkoły.