Pochodzący z miejscowości Kurów (woj. lubelskie) budowlaniec Mariusz od kilku lat mieszkał i pracował na Podlasiu. Tu poznał miłość swojego życia. Młodzi zaplanowali ślub w cerkwi na Świętej Górze Grabarce. Zaproszono ponad 100 osób. Część gości oczekiwała na młodych już przy świątyni, pozostali szykowali się w zarezerwowanym pensjonacie w pobliskiej Radziłłówce. Tam swoim renaultem clio miał przyjechać Mariusz, przywitać gości, przebrać się w ślubny garnitur.
Do przejechania miał zaledwie 10 km. Do ślubu zostały 2 godziny, nie musiał się śpieszyć. W połowie drogi z niewyjaśnionych dotąd przyczyn stracił nagle panowanie nad kierownicą. Osobówka pana młodego wpadła do rowu i uderzyła o przydrożne drzewo. Siła uderzenia, jak wstępnie ocenili policyjn i biegli, spowodowała rozszczelnienie instalacji gazowej samochodu i auto stanęło w płomieniach. Goście weselni zapalili świece i złożyli ślubne wiązanki w miejscu tragedii oraz w cerkwi. Panną młodą zaopiekowali się najbliżsi i policyjny psycholog. - Mariusz był wspaniałym człowiekiem, wręcz ideałem. Każdej matce życzyłabym takiego zięcia - mówi zrozpaczona matka 30-latki.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail