Justynie (29 l.) i Adamowi (29 l.) M. życie dopiero się zaczynało układać. Zamieszkali w malowniczej okolicy nad jeziorem w Aleksandrowie na Podlasiu, w domu urządzonym w przebudowanej części budynku gospodarczego. 7 lat temu urodził im się syn Sebastian, a trzy miesiące temu wymarzona córeczka Kinga. Pracowali na gospodarstwie i nic nie zapowiadało tragedii. Zrządzenia losu nie są jednak nikomu znane...
W nocy z czwartku na piątek cała rodzina była już w łóżkach - matka z dziećmi na piętrze, ojciec na dole. Nagle w domu zaczęła się tlić drewniana boazeria. Dym szybko wypełniał kolejne pomieszczenia, a płomienie zajmowały drewnianą konstrukcję budynku.
ZOBACZ: Mszana Dolna: Porsche spłonęło jak auto Paula Walkera [FILM]
Jakimś cudem z pożogi przez okno zdołał wydostać się pan Adam. Próbował rozpaczliwie gasić pożar i szukał sposobu, aby dostać się do płonącego domu i wynieść z niego dzieci i żonę. Niestety, ogień był już zbyt potężny. Zrozpaczony mąż i ojciec mógł już tylko patrzeć, jak płonie całe jego życie.
Wkrótce na miejsce dotarły jednostki straży pożarnej. Po ugaszeniu pożaru strażacy odnaleźli w pogorzelisku zwęglone ciała matki i dwójki dzieci. Przyczyny tej potwornej tragedii ustalają specjaliści. Jak poinformował Jerzy Szkarnulis, dowódca jednostki Państwowej Straży Pożarnej w Sejnach, przyczyną pożaru według jednej z hipotez mogło być pozostawienie na noc zapalonej świeczki.