- To był dorobek całego mojego życia - mówi zrozpaczonym głosem słynny malarz.
A najgorsze jest to, że do tragedii doszło, kiedy pan Alfons święcił jeden ze swoich największych triumfów. Pojechał wystawić kilka swoich dzieł w Brukseli, gdzie jego wspaniałe pejzaże podziwiali i chętnie kupowali unijni urzędnicy.
A w tym samym czasie w jego domu pod Zalewem (woj. warmińsko-mazurskie) rozpętało się piekło. Z przyczyn ciągle nie do końca wyjaśnionych jego uroczy domek nagle stanął w płomieniach. Szalejący żywioł strawił wszystko - ściany, meble, sprzęty, ale przede wszystkim obrazy.
Zrozpaczony mężczyzna nie potrafi się pozbierać po tej tragedii. Zaciska pięści z bezsilnej złości, bo nie przyszło mu nawet na myśl, żeby ubezpieczyć arcydzieła.