W zeszłym tygodniu Sąd Okręgowy w Warszawie zakazał rozpowszechniania spotu wyborczego PiS pt. "Kolesie" i nakazał przeproszenie Platformy Obywatelskiej za naruszenie jej dobrego imienia i wprowadzenie w błąd wyborców. Sąd orzekł też przepadek materiału wyborczego w postaci spotu.
PiS odwołał się od wyroku sądu i dziś możemy się spodziewać ostatecznego rozstrzygnięcia tej sprawy. Moim zdaniem niezależnie od tego, co się stanie dalej i jaki zapadnie wyrok po apelacji, PiS osiągnął już przynajmniej zakładany przez siebie cel minimum. Mam na myśli to, że tenże spot miał mobilizować twardy elektorat tej partii i wydaje mi się, iż skierowanie przez PO sprawy do sądu i dotychczasowe, dosyć kontrowersyjne rozstrzygnięcie sądu na pewno pozwala ten cel osiągnąć.
Nie wiadomo, jak na tę sytuację zareagują osoby o mniej sprecyzowanych poglądach politycznych, wciąż wahające się, na kogo oddać swój głos w wyborach do Europarlamentu, czy też te, które trochę głębiej zechcą wnikać w całą tę historię. Na pewno jest to taka sprawa, która potwierdzi te wszystkie odczucia, które twardy elektorat PiS ma w stosunku do Platformy i do sytuacji, w jakiej znajduje się partia, którą wspiera. W tym sensie to jest taki program minimum, który udało się zrealizować, nawet jeżeli słynny już spot będzie zakazany.
Oczywiście nie można powiedzieć, że niezależnie od tego, jaki ostateczny wyrok sądu zapadnie w tej sprawie, rozstrzygnięcie będzie w stu procentach korzystne dla PiS. Ponieważ na pewno dla części osób cała sytuacja jest swego rodzaju podważeniem wiarygodności tej partii. Jednak wydaje mi się, że cała burza wokół spotu PiS i wcześniejsze orzeczenie sądu raczej zmobilizują twardych zwolenników tej partii niż jej przeciwników.
Jarosław Flis
Politolog, pracownik naukowy UJ, specjalista od mechanizmów władzy.