Na tej podstawie został przyjęty do szkoły średniej, którą wieczorowo skończył. Potem rozpoczął uczciwą pracę w firmie budowlanej.
Wykorzystuje dar
Moja kariera rozpoczęła się tak naprawdę przez przypadek - wspomina Benedykt K. - Znalazłem podczas jednego z remontów mundur wyższego oficera. Przebrałem się w niego i ruszyłem na inspekcję jednostki wojskowej! To było cudowne uczucie: wszyscy mi salutowali, kłaniali się. Zjadałem dobry obiad. Wpadałem, ale dowódca jednostki - ze wstydu, że dał się nabrać - puścił mnie. Byłem bezkarny. co spowodowało, że postanowiłem wykorzystać swój dar!
Przeczytaj koniecznie: Oszust stulecia, Bernard Chmielewski na procesie nabijał się z sądu
Bywa na salonach
Podając się za naukowca, ratownika GOPR, a w końcu dowódcę kompanii komandosów przemierzał Polskę. Metoda oszusta była prosta: najpierw zdobywał zaufanie, później oferował pomoc: w załatwieniu pieniędzy, dotacji itd. Na końcu - znikał. - To było niesamowite! Bywałem na salonach u bogatych ludzi, znanych polityków. Sprawny matacz zaczął prowadzić imprezy charytatywne: nabrał nawet dziennikarzy: opisywali go jako dobroczyńcę, człowieka z pasją. Doktor habilitowany dendrologii i psychologii, pułkownik rezerwy, harcmistrz ZHP, został zasłużonym człowiekiem Podhala, honorowym członkiem wielu organizacji i osobą pożądaną na każdej prestiżowej imprezie!
Ma zasady
- Moim łupem bywało nieraz kilka noclegów na koszt jakiegoś burmistrza w luksusowym hotelu. Albo 10 tys. euro za załatwienie jakiejś sprawy. Jeden z urzędujących obecnie wiceministrów przekazał mi np. kilka tysięcy złotych za załatwienie mieszkania - opowiada Benedykt. - Znany poseł z SLD - 10 tys. zł za pomoc w załatwieniu przetargu. To zadziwiające, ale większość ofiar oszusta nigdy nie zgłosiła policji, że dała się nabrać!
Benedykt K. twierdzi, że w całej swojej karierze kierował się jedną zasadą - nie oszukiwał biednych.