Kupującymi malutkie dziecko mieli być krewni Dariusza Sz. (47 l.) - jej konkubenta i jednocześnie ojca maleństwa. Knuty przez wiele miesięcy plan przebiegał bez żadnych komplikacji... aż do ostatniego wtorku. Chwilę po tym, jak zwyrodniała kobieta odebrała pieniądze za niewinne maleństwo od Krzysztofa i Marii W., do drzwi jej mieszkania zapukali policjanci. Okazało się, że ktoś życzliwy doniósł na wyrodną matkę. Ewa H. jest prawie pewna, że policję zawiadomił Dariusz Sz., ojciec dziecka, który teraz odsiaduje w więzieniu wyrok za znęcanie się nad rodziną. Wpadł w szał, kiedy usłyszał, że kobieta wzięła pieniądze, a on nie dostał za to nawet grosza.
Ja go nie sprzedałam
- On ciągle pił i bił mnie. Sam całą tę sprawę z dzieciakiem nagrał. To był jego pomysł - mówi pozbawiona skrupułów kobieta. Ale mieszkańcy Golejewa koło Bydgoszczy są innego zdania. - Od początku razem wszystko planowali. Z tymi, co mieli kupić dzieciaka, to ona gadała już w czerwcu opowiadają sąsiedzi wyrodnej matki.
Ewa H. twierdzi inaczej. - To nie była zapłata. Nie sprzedałam dziecka, tylko je oddałam. Mam już piątkę w domu. Z następnym nie dałabym rady. Tamta rodzina dała mi na dzieci, które ze mną mieszkają - bezczelnie kręci zwyrodniała kobieta.
Nie ma wyrzutów
Ewa H. rzeczywiście wychowuje pięcioro dzieci - Weronikę (10 l.), Mateusza (8 l.), Jasia (5 l.), Huberta (3 l.) i rocznego Wiktora. Tym dzieciom koniecznie trzeba pomóc. Hubert nie mówi, Weronika marzy o swoim komputerze, a w domu nie dość, że nie ma pieniędzy, to najwyraźniej brakuje też miłości.
Ewa H. nie ma najmniejszych wyrzutów sumienia. Owszem, jest wściekła, a nawet płacze, ale tylko dlatego, że ze zgarniętej kasy za dziecko zdążyła wydać zaledwie 200 złotych. Resztę jako dowód w sprawie zabezpieczyli policjanci.
- K..., czy ja zawsze muszę mieć pod górkę?! Tysiąc osiemset złotych zabrali mi policjanci z tych dwóch tysięcy, co dostałam za dziecko - powiedziała naszemu reporterowi zwyrodniała matka na zakończenie rozmowy.