Twarz pana Roberta przypomina przerażającą maskę. Większość przykrywają zakrwawione bandaże, spod których wystają czarne strupy i ohydne czerwone siniaki. Skatowany mężczyzna nigdy nie przypuszczałby, że tak się dla niego skończy... wieszanie prania.
Kiedy wyniósł on swoje mokre rzeczy przed kamienicę na łódzkich Bałutach, wszystkie sznurki do suszenia prania były pozajmowane. Wolne miejsce było tylko na sznurku, który pod swoimi oknami rozciągnął jego sąsiad z pierwszego piętra Andrzej L. Pan Robert uznał, że nic się złego nie stanie, jeśli rozwiesi tam swoje pranie. Jak bardzo się mylił!
Bo kiedy Andrzej L. zobaczył, że pod jego oknami suszą się majtki sąsiada, wpadł w szał. Wyskoczył przed dom i zaczął wydzierać się na zaskoczonego sąsiada. Pan Robert zignorował chamski atak i przekonany, że skończy się na słowach, wrócił do domu.
Jednak rozwścieczony sąsiad nie miał zamiaru ustąpić. Poleciał po swojego kompana i razem zaczęli pukać do drzwi pana Roberta. Kiedy tylko mężczyzna wyszedł na zewnątrz, od razu wymierzyli mu silny cios, od którego padł na ziemię. - Pamiętam tylko, że mnie kopali, że wołałem o pomoc, potem już straciłem przytomność - wspomina słabym głosem obity człowiek.
Ocknął się w szpitalu, gdzie usłyszał, że otarł się o śmierć. Na szczęście jego zwyrodniali oprawcy są już w rękach policji, grozi im dożywocie.